Alcaya. Miasto umarłych.
Dziś będzie bardziej mrocznie. Zabiorę Was do miejsca o którym mało kto słyszał nawet w samej Boliwii. Miasto umarłych. Alcaya. Nieodkryta tajemnica.
Kiedy na koniec swojej podróży po Ameryce Południowej dotarłem do Machu Picchu przeżyłem spore rozczarowanie. Owszem, fajnie jest być w miejscu, które do tej pory widziało się milion razy na zdjęciach i filmach. Prawdą jest również, że można dowiedzieć się tam kilku ciekawych rzeczy. Jednak po wszystkich perełkach, które dane mi było widzieć w Boliwii, wydawało się to jedynie turystyczną atrakcją, odartą z tajemnicy i sacrum. Potem jeszcze wiele razy zastanawiałem się gdzie jest ta magiczna granica do której coś ma w sobie misterium, a gdzie się ona kończy i zostaje po niej tylko pył opadający z przebiegających mas, którzy zadeptują bez chwili zatrzymania ciekawą historię i ducha tego miejsca. Nie znalazłem odpowiedzi.
Wiem jednak, że taką perełką w gronie ciekawych, jeszcze nie zadeptanych, trochę tajemniczych miejsc jest Alcaya. Zobaczcie sami.
Droga do miasta umarłych
Ruszamy z Oruro. W drodze do miasta umarłych odwiedzamy kolejne niesamowite miejsce. Gigantyczny krater o wielkości 2 hektarów i głębokości 20 metrów. Co ciekawsze, nie został jeszcze zbadany. Nie wiadomo jakie są jego właściwości fizyczne, a co więcej, jak doszło do jego powstania.
U stóp Paturrani i Taipi Qollu, pomiędzy polami Uyuni i Coipasa, godzinę drogi od krateru i 10 km za stolicą prowincji Salinas de Garci Mendoza znajduje się Alcaya. Panuje tam wyjątkowy klimat, dzięki czemu na wysokości ponad 4 tysięcy metrów ciągle można uprawiać różne warzywa, owoce i podziwiać piękne 10 metrowe kaktusy jawaq’ollas (płonące czerwienią) obsypane w tym czasie kwiatami. Te cudowne rośliny bardzo kontrastują z miejscem do którego dotarliśmy.
Rytuał. Jak wygląda Alcaya?
Jeden ze starszych wioski wychodzi na spotkanie i tłumaczy, że by dostać się do miejsca gdzie mieszkają dusze przodków, musi najpierw je oto poprosić i odmówić modlitwę. W tym celu tradycyjnie już żuje kokę, wypala fajkę, a potem składa ofiarę. Droga wolna. Jak to jest wędrować przez górę gdzie co i rusz leżą kości zmarłych? Sam nie wiem co powiedzieć. Na pewno nikt nie musi tu zwracać uwagi czy napominać, że powinniśmy zachowywać się z szacunkiem. To oczywiste.
Właśnie tam, pomiędzy dwoma wzgórzami znajdują się pozostałości miasta sporych rozmiarów. Po średniej długości wspinaczce, docieramy do miejsca, gdzie dawniej znajdowała się cywilizacja. Dziś widzimy tam tylko ludzkie szkielety oraz coś na kształt kamiennych silosów, w których podobno kiedyś była składowana quinoa. Idąc dalej napotykamy domy. Trochę większe, prostokątne, ale bez drzwi. Jedynym wejściem były małe okienka w górnej części pomieszczenia. Miejscowi tłumaczą taką zabudowę próbą utrzymania temperatury. Trudno znaleźć inne powody dla których mogli pozbawiać się tradycyjnego wejścia.
Obecnie to miejsce trzeba nazywać nekropolią, bo jest to zdecydowanie bardziej cmentarzysko niż muzeum czy skansen. Co jednak stało się z tutejszymi mieszkańcami? Pozostaje to ciągle w sferze domysłów. Teren 100 hektarów, który zamieszkiwali prawie w ogóle nie został zbadany. Tu niestety złą opinię wyrobili sobie Francuzi, którzy w latach 80-tych w ramach rozpoczętych prac archeologicznych wykradli część odnalezionego materiału. Po tym incydencie zablokowano dalsze prace i cała historia ciągle pozostaje owiana tajemnicą. Od tego momentu część szkieletów jest ogrodzona siatką.
Co wiadomo na pewno?
Była to kultura prekolumbijska.
Istniał kompleks miejski składający się z trzech części:
– mieszkaniowej, kamiennych domów
– kanałów irygacyjnych i tarasów, które były wykorzystywane w rolnictwie
– podziemnego cmentarza z kamienia
Jeśli chodzi o szkielety, ale także tkaniny i ceramiki to przyjmuje się, że była to kultura Quillacas Azanaques i datuje się je na lata 1200 – 1400 po Chrystusie.
Dlaczego zginęli?
W całej niezwykłości tego miejsca, jego naturalności i grozy jednocześnie, tajemnicy dodaje fakt, że nie ma żadnych poważnych hipotez na temat, dlaczego ta kultura wymarła.
Pytając tutejszych Indian o przyczynę natknąłem się tylko na jedno przypuszczenie, które jest powtarzane z wiarą, że tak właśnie było. Nawiązują oni do dziwnej zabudowy mieszkalnej w której brakowało drzwi, ale również światła. Miejscowa koncepcji głosi, że właśnie to spowodowało chorobę oczu w skutek której wszyscy najpierw oślepli, a później zginęli.
Czy tak było naprawdę? Brak na to jakichkolwiek dowodów.
Slyszalam o tym miejscu, ale nigdy tam nie dotarlam.. dziekuje za relacje!
Ty na pewno będziesz jeszcze miała okazję! 🙂
Niezwykle interesujące, ale i przerażające miejsce. A najgorsze chyba jest to, że nigdy się nie dowiemy, dlaczego tamci ludzie zginęli. Chociaż, czy to ważne. Najważniejsze, żeby pamiętać, że oni tam żyli.
Dokładnie. Ta pamięć jest ważna. Może kiedyś pozwolą dokładniej przyjrzeć się temu miejscu i odkryją powód.
Czy nikt tego nie badał pod względem promieniowania? Może jest jakieś śladowe jako pozostałość impaktu czegoś. Krater wskazuje na ewentualny upadek czegoś podobnego jak w Tungusce. Od wybuchu takiej energii można oślepnąć i pozostać już na miejscu, nie mówiąc o natychmiastowej śmierci…
Z informacji jakie znalazłem i o jakie wypytywałem na miejscu – nikt się tym nie zajmował.
Nie, nie wskazuje. Nie ma to jak porównać 0,02 km kwadratowego do 2000km kwadratowych i stwierdzić „coś podobnego”…
Dzięki! Wpisujemy na listę miejsc do zobaczenia w Boliwii 🙂
No – koniecznie! 🙂
Nie chcę być ignorantem, ale można jakieś studio mogłoby zrobić grę eksploracyjną lub przygodową osadzoną w tym miejscu, a tłumaczę dlaczego? Ktoś słyszał o tragedii na Przełęczy Diatłowa? Ja na informacje o tym wydarzeniu przypadkiem natrafiłem wiele lat temu, a że nie lubię nie wiedzieć, to musiałem się dokopać do informacji. Rok temu wyszła udana gra o tej tragedii polskiego studia, kto będzie chciał, ten znajdzie. Chodzi mi o to, że pojawienie się tego tytułu wzbudziło ponowne zainteresowanie sprawą dotąd nie rozwiązaną. W dzisiejszych czasach to najprostszy sposób dotarcia do szeroko pojmowanej publiki. A może ktoś się zainteresuje tajemnicą Alcaya? Pozdrawiam i zazdroszczę podróży 🙂
Ciekawy pomysł. Uważam, że tak powinno się robić. Trzeba szukać możliwości nagłaśniania takich historii na różne sposoby.
Monety w oczodołach. A to dobre 🙂
Foty sztos! <3