Dzis powial wiatr od morza. Jakie ukojenie. Mimo, ze trasa dluzsza to od razu latwiej, bo chlodniej. I piekne miasteczka. Przenosza duchem do innej epoki. Cudownie.
W zasadzie jesli nic sie nie zmieni to ostatni raz widzialem wczoraj wiekszosc mojej kompanii. Francuzow, Vila, Rolanda. Ja przyspieszylem, a oni raczej nie. Narazie jeszcze Valdis dotrzymuje mi towarzystwa, ale niedlugo kazdy pojdzie swoja droga. Naprawde piekne to byly spotkania, ktore na dlugo pozostana w kazdym z nas. Dzis 2 zupelnnie rozne tematy.
Pierwszy to przyszlosc i spokojne poszukiwanie
A drugi, czy lek przed smiercia jest brakiem wiary… czy moze miesci sie on w tej niepewnosci ktora wiara zaklada…?
Mysl na dzis dolacze pozniej, bo spisalem na kartce i nie wzialem 🙂
W kazdym badz razie nosi tytul, w poszukiwaniu Boga…
Szukam Boga
Olbrzymia katedra przeraza mnie pustka
Ale klecze upracie
Bo ponoc czesto tu bywasz
Wlepiam wzrok
W zlotego Jezusa
Tego z prawej nawy
Wyglada na najbardziej Wszechmogacego
Zaciskam zeby
Marszcze brwi
I staram sie o dobry przeplyw energii
Jak uczyli na cwiczeniach z yogi
I nic
Robie sie niespokojny
Po namysle
Przerzucam sie na Jezusa srodkowego
Wytezam wzrok
Bo moze choc poruszy wargami
Daje Ci ostatnie 30 sekund
Odliczam z namaszczeniem
Ale z chwili na chwile wolniej
Ostatecznie
Unosze sie honorem
Wychodze
Przed drzwiami
Smierdzacy zebrak
Natarczywie wola o pieniadze
Trace cierpliwosc do reszty
I pomyslec
Ze wtedy oplulem Ciebie…