Tak sie zlozylo, ze zaczynam i koncze w deszczu. Ale to tylko 4 dni na caly miesiac. A wczoraj niesamowita historia. Jestem na wieczornej mszy i na koniec blogoslawienstwo pielgrzymow. Na srodek wychodzi ok 20 osob i kazdy mowi z jakiego jest kraju. Nagle slysze Polonia… I tak poznaje Pawla. Niesamowite, bo przeciez gdyby nie Eucharystia, mimo ze bylismy w jednym albergue, nigdy bysmy sie nie poznali. Takze ostatni pelny etap idziemy razem. Rozmowy, ktorych na camino sie nie spodziewalem… naprawde pieknie. Potem spotykamy Mako, Japonke, i tak w strumieniach deszczu idziemy razem. Uczymy sie nawzajem naszych jezykow. Ciekawe 🙂
Na koniec polskie albergue. Prawie pod samym Camino. Jak milo bo po polsku…
Jutro tylko 4 km… az wierzyc sie nie chce…
Mysl na dzis – Lepsza gorsza ale decyzja. Lepsze to niz plynac z pradem jak zdechle ryby…
Dzis takze moge w koncu isc do spowiedzi, bo jest tu polski ksiadz. Teraz jestem gotowy na dzien jutrzejszy…