W podróży w zasadzie najważniejsze jest nie osiągnięcie celu, ale samo bycie w drodze. Chłonięcie tego co jest nam dane. Bez względu na to czy będzie to zachęcająca natura, fascynująca zabudowa miasta, a może po prostu (albo aż) spotkanie z drugim człowiekiem. W planach Beskidu Niskiego było dużo rzeczywistosci do osiągnięcia. Nieistniejące już łemkowskie wioski, co ciekawsze szlaki, studenckie bazy z niepowtarzalnym klimatem, zaginione gdzieś pośród lasów i nieuczęszczanych już dróg cmentarze wojenne, na których zupełnie zgodnie leżą czasem ze sobą żołnierze przeciwnych stron. Jestem przekonany, że tak cała ściana wschodnia, jak i Beskid Niski jest niesamowitą kopalnią wiedzy z zakresu historii, geografii, etnografii i wielu innych dziedzin. Życie trochę zweryfikowało plany. Nadszedł szybszy czas powrotu. Jeszcze ostatni dzień spędzony w sielskim i malowniczym Sanoku; wizyta w bardo ciekawym skansenie budowli z terenu Podkarpacia i powrót do domu. Kiedy wsiedliśmy do autobusy przepiękna pogoda, która towarzyszyła nam całą drogę, nagle przemieniła się w ścianę deszczu. Południe płacze za nami. Żal odjeżdżać, ale wszystko ma swój czas. Zaczynam odliczanie do kolejnego urlopu. Dzięki za towarzyszenie nam w podróży na wschód. Do usłyszenia! 😉