Ranek byl straszny . Wszystko mnie boli. Ale z drugiej strony dobrze. Pielgrzymi trud musi byc, zeby mogl przyniesc efekt. Takze nie ma tego zlego. Dzis skracam troch dystans. Tylko Francuzi ida dalej, takze pewnie dogonie ich w Guemes, za dwa dni. Piekny dzien jednak. Pogoda sprzyja. Ide wzdluz skarpy, a w dole morze. Fajny wiatr pozwala troche odpoczac. Az zapominam o bolu 🙂
Chodzi za mna piosenka: Panie, prosze spraw, aby zycie mi nie bylo obojetne. Abym zawsze kochal to co piekne… Niech to bedzie mysla na dzis…
Jestem bardzo wczesnie w Castro Urdiales. Piekna miejscowosc. Troche jednak kurort dla mieszkancow Bilbao szczegolnie. Leze sobie i zbieram sily. Bo jutro czeka mnie duzo kilometrow. Spotkalem Franza, tego z Cennaruzo. Jechal z Holandii rowerem, a z Bilbao idzie z zona pieszo. Fajnie 🙂
Mowie Wam, idzcie na Camino, nawet jak nie macie calego miesiaca 😉
A i ja staralem sie odpowiedziec w wiekszosci tam gdzie bylem zaczepiany 🙂