Dochodzę do tego etapu na Kungsleden gdzie nie wszystko już zależy od Ciebie. Części drogi nie da się pokonać lądowo i zostaje przeprawa łodzią. I tu – pamiętajcie! Przygotujcie się na to, że taka przeprawa to koszt rzędu nawet 100 zł, a trzeba takich wykonać około sześciu w tym czasie (jest więcej możliwości, ale dla leniwców którzy chcą skrócić trasę). Tym razem przeprawa stopuje moje plany, bo łódki wypływają tak późno, że po nocy nie ma co chodzić. Ale w końcu jest niedziela! Zatem niech będzie. Kończę tylko na 20 km. Moje nogi też mają dzień święty! 😉
Kiedy jestem już blisko schroniska wchodzę dość ostro pod górę (tego dnia pogoda znowu jest piękna, ale wieje tak silny wiatr, że ciągle mam wrażenie, że wokół ktoś rozmawia) i staję twarzą w twarz z reniferem. Nie wiem czy to możliwe, że mnie nie usłyszał, a wiatr spowodował, że również nie poczuł? Dwóch samotnych wędrowców (tego dnia nie spotkałem nikogo). Stoimy i patrzymy na siebie w odległości może 10-15 metrów. Po pewnym czasie on powoli wymija mnie. Bez pośpiechu i ucieczki jak to bywało do tej pory. Jest w tej sytuacji jakiś niezwykły klimat i nie zmienia tego nawet fakt, że renifery są tu dość popularne. Z wiatrem we włosach ląduje w schronisku.