Często mówi się, że doceniamy rzeczy wtedy kiedy je stracimy. Czasem jednak jest jeszcze inaczej. Doceniamy je w momencie kiedy po długim czasie nie mogliśmy ich doświadczać! Wcześniej nie zwracaliśmy na nie uwagi. Dlatego też na pierwszy rzut oka ich brak nic nie zmienił. Kiedy jednak wracają po długiej nieobecności, aż wiruje w głowie. Po powrocie z Boliwii mam tak z zapachami. Dziś, w czasie mojego pierwszego zupełnie wolnego weekendu mogłem to doświadczyć. Ja z natury jestem „zapachowcem”. Postrzegam dużą część rzeczywistości właśnie po zapachach. Kiedy dziś skręciłem w jedną z polnych dróżek prowadzących donikąd, moje powonienie oszalało. Szał po prostu. Kwiaty, jedne słodko, drugie dość ostro, trawy, drzewa no i zapach jeziora. Trudno było się powstrzymać. Musiałem przystanąć i zrobić kilka głębokich wdechów. Potem zaś przypomniałem sobie ten jednostajny zapach Altiplano, pyłu, kurzy i czasem T’oli. Jednak w każdym miejscu gdzie byłem taki sam. Zapachami bijemy na głowę resztę świata! 🙂