Pojechałem do Guadalupe. Pobyć, popatrzeć, kontemplować, robić zdjęcia, chłonąć klimat. Nie da się jednak ukryć, że moja religijność na co dzień stroni od monumentalnych kościołów, od objawień maryjnych, od blichtru i tłumów. Mimo wszystko liczyłem, że tu będzie inaczej. I nie zawiodłem się!
Jak na Amerykę Łacińską przystało jest tam pewien dystans, którego brakuje w takich miejscach w Europie. Nikt nie pilnuje czy nie nosi się zbyt krótkich strojów, pies śpi w progu świątyni, a dzieci świetnie się tam bawią. Cóż, zrozumiałem, że cokolwiek bym nie napisał, będzie to dość sztuczne, bo to jedynie moje, bardzo osobiste doświadczenie. Fakt, zabieram się za opisanie Wam pewnej historii z Guadalupe, która zatoczyła krąg w moim życiu, ale na to musicie poczekać.
Teraz zapraszam Was na mini fotoreportaż. Jak na sanktuarium pewnie będzie dość nietypowy. Za to ułoży się w całość wraz z tytułem 😉
Cieszę się, że tam byłeś Szymon. Zaskoczyłeś mnie czarnobiałymi fotografiami, ale jak zawsze twoje zdęcia są dobre. POzdrawiam, ciocia Teresa
Mnie chyba też zaskoczyły 🙂 ale doszedłem do wniosku, że w jakiś sposób ten minimalizm koloru bardziej wydobywa głębię…