Boliwijskie prawo, a latynoskie więzienie – tytułem wstępu
Prawo w Boliwii stanowi, że kiedy matka trafia do więzienia (najczęstsze wyroki to handel koką lub bronią) razem z nią do więzienia idzie dziecko. Taki obowiązek jest nałożony na dzieci do 6-tego roku życia, ale w praktyce w więzieniu można spotkać dzieci, które mają nawet 13 lat. Co ciekawe, w licznych komentarza, Boliwijczycy podkreślają wyższość swojego prawa nad europejskim i dają do zrozumienia, że zachodnia cywilizacja nie dorosła jeszcze do tego by podobne rozwiązania zastosować u siebie. Wszak zawsze najlepiej jest kiedy dziecko jest z matką. Bez względu na warunki.
Oruro – więzienie od środka
Pewnie każdy z Was coś słyszał o więzieniach w Ameryce Południowej. Twór to zaiste ciekawy, przynajmniej w Boliwii. W Oruro dwa dni w tygodniu są odwiedziny. My mamy ułatwione zadanie – zgodę naczelnika więzienia. Przychodzimy wtedy na Mszę i do Ramira, którego historia, również tutaj, będzie miała kiedyś ciąg dalszy. Na ręku stemplują mi chyba cztery pieczątki. To dzięki nim będę mógł potem bez problemów stąd wyjść. Przekraczamy mury. Idziemy naprzód. Strona męska nie robi na mnie tak ogromnego wrażenia. Może po prostu bardziej dziwi. Wszystko przypomina jakiś kiermasz czy rynek bardziej niż więzienie. Każdy chce coś sprzedać by mieć kasę na fajki, albo inne nieodzowne artykuły. Wchodzimy do celi. Na moje oko będzie tam spało około 50 osób. Jest i Ramiro. Młody, spokojny, wystraszony chłopak. Chciałbym mu pomóc.
Dzieci z więzienia
Przechodzimy do kobiet. Wejście oddzielone żelazną bramą, której pilnuje strażnik. A dalej… jestem w szoku. Choć słyszałem to wcześniej, nie umiem pojąć. Razem z matkami w więzieniu mieszkają dzieci. Większe, mniejsze, te, które nie osiągnęły pełnoletniości. Dziś przyszliśmy również do nich. Inaugurujemy akcję, dzięki której raz w tygodniu będziemy wywozić je do naszej świetlicy, do naszych dzieci. Nie jest to proste choć zabieramy tylko dzieciaki w wieku 3-8 lat, łącznie piętnaścioro. Na pierwszy rzut oka nie różnią się bardzo od moich stałych podopiecznych. Jednak już po chwili dostrzegam, że nie są takie same. Mam wrażenie, że ich socjalizacja zatrzymała się w więzieniu. Trudno czegokolwiek od nich wymagać, bo po prostu tego nie znają, nikt im o tym nie powiedział. Stanąć dwójkami, nie biegać przechodząc przez ulicę, nie jeść cukierków razem z papierkami. Ale po co? Dlaczego właśnie tak? Na zabawki z naszego domu dziecka rzucają się jak na ósmy cud świata, a potem rozwalają je tucząc nimi o ścianę. Niepojęte. Staram się myśleć jak oni, by łatwiej zrozumieć. Zastanawiam się co będzie z nimi w przyszłości, czy mają szanse? Nie wiem, nie potrafię znaleźć w sobie takiej pewności.
Dzień się kończy. Był pełen wrażeń. Kiedy zamykam oczy widzę spojrzenie Ramira*. Zlęknione, ale i pełne wiary, że ktoś mu pomoże, że wyciągniemy go stamtąd. Wiem, że nie zbawię świata, ale może realna pomoc jeden osobie na tym świecie równa się spełnionemu życiu?
*Ramiro to chłopak z domu dziecka w którym pracowałem. Po jednej z imprez został oskarżony za gwałt na dziewczynie. Według jego wersji wydarzeń sprawcą był jego znajomy, syn bogatego przedsiębiorcy. Jakakolwiek nie była prawda, sprawa jest podejrzana, ponieważ nie istnieją w prokuraturze żadne akta sprawy i z naszego europejskiego punktu widzenia nie wiadomo dlaczego Ramiro siedzi w więzieniu. Nieoficjalnie dostał informację ile musi zapłacić, żeby wyjść na wolność. Spróbuję rozwiązać sprawę zgodnie z prawem.
Polecam film "Dorwać gringo" – wprawdzie to Meksyk i lżejsze ujęcie tego tematu, ale naprawdę niezły!
Ogladalam i wydaje mie sie, ze w tym filmie pokazano wiezienie oparte wiezieniu San Pedro w La Paz, choc pewnie w wielu krajach Ameryki Poludniowej takie sie zdarzaja. A ja mam pytanie do Szymona – czy faktycznie kobiety musza zabierac dzieci do wiezienia, czy robia to po prostu dlatego, ze nie maja ich z kim zostawic? Ja czytalam, ze czesto sie zdarza tak, ze gdy ojciec idzie za kratki, to cala rodzina sie z nim sprowadza do wiezienia, bo tak jest po prostu taniej.
Super, że komentujesz bo liczyłem, że ktoś „stamtąd” się odezwie 🙂
Wiesz, z tego co wiem, do bodajże 6-tego roku to obowiązek, potem dowolność. Jak jest w praktyce – trudno powiedzieć. Tak przynajmniej stanowi prawo. Moja koleżanka zajęła się tym tematem na magisterce i do takich informacji dotarła w kodeksie.
A co do tego, że taniej. Bardzo możliwe. Ale skutki są opłakane.
Niestety…ja tez sie ciesze, ze sa ludzie, ktorzy pomagaja dzieciakom z takich miejsc, a nie tylko turystycznie chodza na wycieczki 'do wiezienia’.
Aż nie wiem co napisać…
To bardzo wzruszające… ciężko cokolwiek powiedzieć…Ale podobnie jak Ty, uważam, że warto pomóc choćby jednemu człowiekowi i choćby dla jednego uśmiechu na jego twarzy warto było się tam pojawić 🙂
Bardzo się cieszę z inicjatywy Węzła na którą tak fajnie odpowiedzieli studenci podczas rekolekcji 🙂
ja jeszcze bardziej! 😛
Uczymy się całe życie, że co kraj to obyczaj. Ciekawe ile trzeba byłoby siedzieć w Boliwii, by takie smaczki prawa przestały nam przeszkadzać i byśmy uznali je za normalne i zgodne z naszymi osobistymi normami?
Myślę, że mógłbyś się zdziwić jak szybko… Ludzie przyzwyczajali się do dużo gorszych rzeczy.
Pamiętam tę historię… Pamiętam Twoją opowieść, która utkwiła mi w pamięci i zmusiła do głębszego zastanowienia się nad tym, o czym na co dzień się nie myśli. Dzięki Ci za to.
Dla takich słów warto pisać i opowiadać… dzięki!