Wyglądam przez okno, dochodzi piąta popołudniu, w końcu trochę chłodniej, 27 stopni… Kiedy w polskich domach porządki świąteczne idą pełną parą i czas zacząć myśleć o przygotowaniach kulinarnych, tutaj… nikt się tym nie przejmuje… nie ma takiej tradycji…   Na pewno jest to trudne  być po pierwsze z dala od bliskich, po drugie z dala od tradycji do których jesteśmy przyzwyczajani od urodzenia. Ale myślę sobie, że jestem tu również po to, by sięgać głębiej, by szukać sensu tam, gdzie na pozór o niego ciężko. I tak jest też w tym przypadku. Mam okazje przeżyć Boże Narodzenie w jego najgłębszym wymiarze. Bo przecież mały Bóg przychodzi spotkać się właśnie z Tobą, ze mną, z nami wszystkimi. W tym roku czekam tylko na Niego. I tego też chciałbym życzyć Wam. Abyście potrafili dostrzec Jego przyjście. Aby jakże ważna i piękna, radość z kolędowania i przebywania z bliskimi, nie sprawiła, że zapomnicie,…Kontynuuj czytanie
Mój czas w Oruro powoli się kończy. Jeszcze ostatni dwa dni i pora wracać do Cochabamby, wszak idą święta, a zaraz po nich kolejny wyjazd… Bardzo się cieszę z tego wszystkiego, co tutaj było mi dane. Zostawiam tu kawałek swojego serca i wiem, że myślami będę wracał tu niejednokrotnie. Czy tylko myślami, pokażą najbliższe dni. Staram się być otwarty na to co przyniesie mi boliwijski czas. Oby wszystko co dzieje się we mnie i wokół mnie, przynosiło jakieś owoce… To jest piękne, że takie spotkania wywierają na nas wpływ, że od tego momentu bez względu na to gdzie będę, ludzie, którzy tu są będą coś dla mnie znaczyć. Jedno wspomnienie, czy zdjęcie pozwoli przypomnieć historię życia, problemy, rozterki… takie spotkania uczłowieczają… to pewne! Ostatni tydzień, dzięki siostrze Kasi, mogłem spędzić na zobaczeniu kilku ciekawych miejsc. Po pierwsze La Paz. Administracyjna stolica Boliwii. Miasto wyjątkowe, bo czuć w nim europejską rękę,…Kontynuuj czytanie
Na zegarku za kilka minut wybije 19… ale dziś właśnie, nikt nie kontroluje czasu… wręcz przeciwnie, chcielibyśmy, żeby się zatrzymał… chwilo trwaj… dziś wypowiadam te słowa z nadzieją, że tak się stanie. Stąpam twardo po mocno zasolonej ziemi. Jest zbyt grząsko dla samochodu, dlatego ostatni kilometr drogi wiodącej do jeziora Poopo idziemy pieszo. Zresztą to jak marzenie. Niebo ma tutaj wszystkie kolory, począwszy od jasnożółtego, przez złoty, pomarańczowy, aż do krwistoczerwonego. Słońce niczym drogocenny skarb topi się w ciemnogranatowych falach wody. Flamingi biegną po wodzie dodając od siebie jeszcze jeden odcień czerwieni. Zapiera dech w piersiach. Po chwili wznoszą się ostro ku niebo, a światło słoneczne powoduje, że odlatują w postaci czarnych punktów. Ciągle kroczę po ziemi, choć w środku czuję jakbym leciał razem z nimi. Mijają drogocenne chwile i po kilku przepięknych minutach robi się tak ciemno, że z trudem odnajdujemy drogę do samochodu. Idziemy w ciszy. Nikt nie…Kontynuuj czytanie
Boliwijskie prawo, a latynoskie więzienie – tytułem wstępu Prawo w Boliwii stanowi, że kiedy matka trafia do więzienia (najczęstsze wyroki to handel koką lub bronią) razem z nią do więzienia idzie dziecko. Taki obowiązek jest nałożony na dzieci do 6-tego roku życia, ale w praktyce w więzieniu można spotkać dzieci, które mają nawet 13 lat. Co ciekawe, w licznych komentarza, Boliwijczycy podkreślają wyższość swojego prawa nad europejskim i dają do zrozumienia, że zachodnia cywilizacja nie dorosła jeszcze do tego by podobne rozwiązania zastosować u siebie. Wszak zawsze najlepiej jest kiedy dziecko jest z matką. Bez względu na warunki. Oruro – więzienie od środka Pewnie każdy z Was coś słyszał o więzieniach w Ameryce Południowej. Twór to zaiste ciekawy, przynajmniej w Boliwii. W Oruro dwa dni w tygodniu są odwiedziny. My mamy ułatwione zadanie – zgodę naczelnika więzienia. Przychodzimy wtedy na Mszę i do Ramira, którego historia, również tutaj, będzie miała…Kontynuuj czytanie
Mijają pierwsze dni w Oruro. Intensywnie, ale i bardzo dobrze. Zacząłem pracę w hogarze. Trzydziestka dzieciaków. Od 4 do 15 lat. Każde potrzebuje uwagi, każde potrzebuje miłości. Bardzo się cieszę, że jestem właśnie tam, razem z nimi. Każdy dzień wygląda inaczej, bo zawsze jest coś innego, co trzeba zrobić „na już”. Małe dzieci trzeba umyć, zmienić im ubranie, bo stare jest bardzo brudne. Jest czas na naukę i na zabawę. I co tutaj niezwykle istotne, jest to miejsce, gdzie dzieciaki mogą zjeść ciepły, treściwy posiłek. Najczęściej jedyny. Widzę w ich oczach jak kochają to miejsce. Kto wie, może czasem bardziej niż własny dom…Myślę, że najbliższe dni to będzie dla mnie „czytanie” z ksiąg ich życia, wsłuchiwanie się w to, co mają do powiedzenia i po prostu bycie obok nich. W nawiązaniu do tego słucham ostatnio tej piosenki: http://czlowiekmelon.wrzuta.pl/audio/13svN63vSc8/sdm_-_piosenka_dla_zapowietrzonego i zastanawiam się czemu dziś ludzie nie zwracają uwagi na takie podstawowe…Kontynuuj czytanie
Misje to czas spotkań… spotkań z drugim człowiekiem. Czasem jest to odkrycie zupełnie innej mentalności, próba pogodzenia się „w sobie”, że on ma prawo myśleć inaczej, czuć co innego i funkcjonować tak zupełnie nie „po naszemu”. To dobrze, że z takimi rzeczami się zderzamy. Chyba nic tak nie uczy otwartości, zrozumienia i empatii jak właśnie takie zderzenie z innym światem. Te spostrzeżenia nie są zapewne nowością, każdy wolontariusz w jakiś sposób do tego nawiązuje. Sądzę, że i na moim blogu wiele razy ten temat będzie się przewijać. Jednak dziś nie do końca o tym. Bo oprócz tych, najczęstszych spotkań – są spotkania zupełnie zaskakujące, przynoszące tak jakby kawałek „Polski” pod gorące boliwijskie niebo. Jak wiecie, albo i nie, ostatni tydzień upłynął pod znakiem wyprawy do Oruro i Challapaty. Miałem okazję zobaczyć jak toczy się misjonarskie życie na boliwijskiej wiosce, gdzie bieda rzuca się w oczy z o wiele większą intensywnością.…Kontynuuj czytanie
Boliwia to bardzo ciekawy kraj. Jakże inny od Polski. Już dziś, kiedy mówię Boliwia, na myśl przychodzą mi ludzie, rzeczy i miejsca, które spotkałem tylko tutaj. Boliwia to także Andy. A przecież góry od pierwszego wejrzenia zawsze mnie fascynowały. Wędrówka, zmaganie się z samym sobą, doświadczanie piękna w najczystszej postaci, pokora, cierpliwość, zgoda na to, że nie tym razem, że czasem trzeba odpuścić, że nie na wszystko mamy wpływ, ale też radość, śmiech, szczęście… to wszystko w sobie mają, to wszystko dotyka mnie kiedy wchodzę na szczyt. Tak samo jest w czasie tej wędrówki, choć moje myśli unoszą mnie jeszcze dalej. Lubię porównania, analogie; zawsze mam wrażenie, że pomagają nam lepiej zrozumieć rzeczywistość, że dzięki temu staje się ona bardziej „nasza”, ludzka. Tym razem jest podobnie. Po kilku godzinach trudu, zmęczony, ale szczęśliwy oglądam świat z wysokości prawie 5000 metrów. Kolejny szczyt zdobyty, kolejne doświadczenie porażającego piękna. I wtedy zaczynam…Kontynuuj czytanie
Minął tydzień w Cochabambie. Z jednej strony… w mgnieniu oka. Tyle się wydarzyło w ciągu ostatniego czasu i chyba dlatego Wildwood, Nowy Jork, Philadelphia i Vancouver wydają się tylko mglistym wspomnieniem. Czasem trochę snem, czymś mało realnym. Jakby to było bardzo dawno temu, że o Polsce nie wspomnę. Prawdopodobnie różnica w sposobie życia, a może raczej w postrzeganiu tego co mnie otacza jest na tyle duża, że to co stare wydaje się nierealne… Pierwsze dni mijają mi na intensywnej nauce języka. W zasadzie tylko, kiedy jedziemy motorem na obiad do sąsiedniej parafii, ksiądz Wojtek co i rusz zmienia trasę by pokazać mi coś więcej. Cochabamba zaskakuje. Spodziewałem się milionowego brudnego i zacofanego miasta. A tu chciałoby się powiedzieć… Europa. No może bez przesady, ale są miejsca naprawdę nieodstające, ani trochę. Są jednak także zupełnie inne. Mam nadzieję, że z czasem ujrzycie jedne i drugie moimi oczami. 🙂 Tak czy owak,…Kontynuuj czytanie
Camion Podejrzewam, że mało kto ma równie ekscytujący początek na misjach jak ja. Wszystko to za sprawą Magdy i Kasi, wolontariuszek SWMu, które zabrały mnie w podróż do Tapacari. Malutka wioska w górach raz w roku staje się zaludnionym miasteczkiem. Wszystko to za sprawą święta Matki Bożej Bolesnej, które gromadzi mnóstwo ludności. My również postanowiliśmy w nim uczestniczyć. No dobrze, ale jak tam dotrzeć? Oczywiście camionem. Zaczynamy z grubej rury. A oto camion: Kiedy już wpakowano na niego wszystkie tobołki, paczki i inne niezbędne rzeczy upchano również ludzi. Niesamowita podróż – zawsze chciałem coś takiego przeżyć. Ścisk, każdy siedzi na kawałku kogoś innego, ale jaki klimat. Koka Jednak po chwili czuje się jakby słabiej, zaczynają latać mi mroczki. Jasna sprawa – nagła zmiana wysokości. Wszak w Boliwii jestem 24 godziny i cały czas w podróży z południa na północ, czyli nieustannie coraz wyżej. Na to jednak jest bardzo prosty sposób…Kontynuuj czytanie
Tak, czasem trzeba zostawić to co dobre, by doświadczyć tego co lepsze 🙂 Magia Vancouver oczarowała i mnie. Do pełni szczęścia brakuje tam tylko, choćby małej, ale starówki w europejskim stylu. No ale nie można mieć wszystkiego. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć (a zdecydowanie mówię to bardzo rzadko) – mógłbym tam kiedyś pomieszkać. Dobrze się czuję, podoba mi się, czego chcieć więcej. Ale Vancouver widziane moimi oczami to również spotkanie ze wspaniałymi ludźmi, którzy dali mi dach nad głową i przypomnieli przez te parę dni jak smakuje polskie jedzenie. Oprócz tego koniec końców otworzyły się jakieś nowe perspektywy i możliwości przede mną, ale to zdecydowanie przyszłość poboliwijska 🙂 więc nie ma co narazie zawracać sobie głowy 🙂 Dziś już Seattle, jutro i pojutrze Nowy Jork, popojutrze Panama, a w czwartek BOLIWIA! (dziś to pojęcie względne, bo u was dziś to wczoraj :)) Z tej okazji piosenka z Boliwią w tle 🙂 Przyznać się, kto wiedział,…Kontynuuj czytanie