Po poludniu spotkalismy pod katedra specyficznego pielgrzyma. Byl to pelgrzym jednefgo miejsca, jak podejrzewamy, poniewaz zebral o pieniadze, a ubrania mial jak z zurnala i raczej nie przeszedl Camino tak jak twierdzil. Pieniedzy juz nie mial, a do Santiago daleko…
Dzis 34 km i Stand by me. Plan zeby przez najblizsze 4 dni trzymac sie miedzy 34 a 40 km dziennie, az do Villaviciosa, gdzie nastepuje podzial na Primitivo i Del Norte. Ale zobaczymy jak bedzie. Dzis przypomina mi sie film z tytulu notki, a diokladniej scena przechodzenia przez most. Dla tych co nie ogladali polecam caly film, bo naprawde piekny. No a ja podobnie dzis przemykalem przez zakazany dla pieszych most, tyle ze szczesliwie pociag nie nadjechal…
Emocjonalnie dzis kipi wszystko we mnie. Ale to dobrze, mysle, ze zawsze potrzeba troche bolu jesli ma sie urodzic cos dobrego. Relacje z ludzmi… Potrzeby moje i nie moje… Relacje z samym soba… Trudne tematy, trudny dzien. I do tego piekielnie goraco, bez chwili przyjemnego powiewu wiatru. No i asfalt prawie topi sie pod nogami. Ale wieczorem ciesze sie z 34 zrobionych kilometrow. Jeszcze bardzo mile spotkanie z Niemkami, ktore tez pielgrzymuja, ale nie do Santiago, lecz do klasztoru gdzie jest kawalek drzewa z Krzyza Swietego….
Jutro kolejny z cyklu duzych dni.
A mysl na dzis, ze w zyciu takie sprawy, krzyze, ktore sa wpisane w cale Twoje zycie. Nie ma to ani usprawiedliwiac z braku poprawy, ani zniechecac, ze praca nad soba nie ma sensu. Po prostu kazdy ma swoje Westerplatte…
a (1)