Nocleg w Białowieży był bardzo przyjemny, ale burzowy. Epicentrum przechodziło, zdaje się, gdzieś obok, ale błyskało się tak jak byśmy byli na dyskotece, a nie w namiocie, cztery kilometry od białoruskiej granicy. W pewnym momencie przylało tak mocno, że dla bezpieczeństwa przenieśliśmy się na kawałek suchej i zadaszonej podłogi. Jak się później jednak okazało namiotowi nic się nie stało co dobrze rokuje na przyszłe podróże. Jako, że dzień okazał się ładny mogliśmy coś jeszcze zobaczyć w Białowieży.
Dzięki Igorowi, jeden z przewodników zabrał nas z Olą do ścisłego rezerwatu Puszczy Białowieskiej i bardzo ciekawie opowiadał o świecie przyrody, który funkcjonuje w lasach, w których człowiek w żaden sposób nie ingeruje. Okazuje się, że to co jest w naszym pojęciu szkodnikiem dla ekosystemu może być często bardo ważnym ogniwem podtrzymującym życie innych gatunków. Prawa przyrody są chyba takie bardzo piękne i idealistyczne. Wszystko jest potrzebne po coś, każda rzecz warunkuje drugą, a często jest jeszcze przyczyną powstania kolejnej. Kiedy jednak wchodzi w to człowiek ze swoimi potrzebami nie jest już ani prosto, ani różowo. Trudne są tematy ekologiczne i to chyba nie miejsce i czas aby je tu poruszać, ale warto czasem się nad nimi zastanowić. Jako, że zwiedzanie zajęło nam trochę czasu do Siemiatycz dojeżdżamy dość późno. Niestety nie udaje się nam spotkać z Teofaną, a my śpieszymy się, by szybko dojechać na Grabarkę. Nie jest prosto bo końcowa droga tam jest rzeczywiście prawie bezludna i ostatnie 5 kilometrów pokonujemy pieszo. Ale udaje się. W końcu docieramy do tego niesamowitego miejsca, w którym mam szczęście być już czwarty raz. Jak się mawia, święta Góra Grabarka to serce polskiego prawosławia. Znajduje się tam monaster (klasztor) żeński oraz cerkiew Przemienienia Pańskiego i mnóstwo krzyży. Legenda mówi, że to jeden z mieszkańców Siemiatycz doznał objawienia w czasie panowania cholery. Mówiło ono, że jedynym ratunkiem jest udanie się na Górę Grabarkę z krzyżem. W ten sposób mieszkańcy mieli wyprosić ratunek przed zarazą. Jakkolwiek by nie było, miejsce jest zupełnie wyjątkowe, tchnie duchem, mistycyzmem i modlitwą. Będąc w okolicy naprawdę trzeba się tam wybrać. My, jadąc do Siemiatycz, mieliśmy okazję jechać od razu do Białej Podlaskiej, nadrobić czas i zdążyć do kolejnego celu naszej drogi. Musielibyśmy tylko zrezygnować z Grabarki. Jednak nie zdecydowaliśmy się na to i to była dobra decyzja. Gdybyśmy tu nie zajechali podróż byłaby niepełna. Tymczasem mimo, że już późno ruszamy dalej szlakiem cerkiewnym ku Kostomłotom i Jabłecznej, jednak wieczór zastaje nas na wylocie z Białej Podlaskiej i decydujemy się rozbić na pobliskiej stacji. Ochroniarz jest tak miły, że wynajduje nam najlepsze miejsce i chętnie użycza wrzątku, a my zbieramy siły na kolejny, ambitny dzień!

162-IMGP1325