Mój czas w Oruro powoli się kończy. Jeszcze ostatni dwa dni i pora wracać do Cochabamby, wszak idą święta, a zaraz po nich kolejny wyjazd…
Bardzo się cieszę z tego wszystkiego, co tutaj było mi dane. Zostawiam tu kawałek swojego serca i wiem, że myślami będę wracał tu niejednokrotnie. Czy tylko myślami, pokażą najbliższe dni. Staram się być otwarty na to co przyniesie mi boliwijski czas. Oby wszystko co dzieje się we mnie i wokół mnie, przynosiło jakieś owoce… To jest piękne, że takie spotkania wywierają na nas wpływ, że od tego momentu bez względu na to gdzie będę, ludzie, którzy tu są będą coś dla mnie znaczyć. Jedno wspomnienie, czy zdjęcie pozwoli przypomnieć historię życia, problemy, rozterki… takie spotkania uczłowieczają… to pewne!
Ostatni tydzień, dzięki siostrze Kasi, mogłem spędzić na zobaczeniu kilku ciekawych miejsc. Po pierwsze La Paz. Administracyjna stolica Boliwii. Miasto wyjątkowe, bo czuć w nim europejską rękę, w architekturze, ale także w klimacie życia. Jest też wyjątkowo chłodno. Mi jednak po 6 miesiącach z daleka od domu wydało się zupełnie niezwykłe… tak jakbym na chwilkę zajrzał do Europy… cenne to uczucie 🙂
Potem Tiwanaku, jeden z największych ośrodków kultury andyjskiej, pomiędzy III a VIII wiekiem. Bardzo ciekawe miejsce mocno związane z historią Boliwii.
Na koniec Copacabana i Titicaca. Największe sanktuarium w Boliwii, jak mówi się wśród polaków – polska Częstochowa, oraz najwyżej położone jezioro na Ziemi. Jedno i drugie robi wrażenie. Pierwsze za sprawą wytworu kultury, drugie dzięki nieingerowaniu w naturę… Fajnie to wszystko się układa, idzie w parze, a takim połączeniem jest niesamowita Kalwaria, z której widok na Copacabanę i jezioro Titicaca zapiera dech w piersiach…
Zapomniałbym dodać, że choć kawałek mojego serca zostaje tutaj to wracam z jednym dodatkowym, jakże pięknym 🙂
Te amamos demasiado !:)
Dziką owieczkę udało Ci się oswoić ? 🙂
Zdjęcia cudne 🙂
Przecudne 😀