Misje to czas spotkań… spotkań z drugim człowiekiem. Czasem jest to odkrycie zupełnie innej mentalności, próba pogodzenia się „w sobie”, że on ma prawo myśleć inaczej, czuć co innego i funkcjonować tak zupełnie nie „po naszemu”. To dobrze, że z takimi rzeczami się zderzamy. Chyba nic tak nie uczy otwartości, zrozumienia i empatii jak właśnie takie zderzenie z innym światem. Te spostrzeżenia nie są zapewne nowością, każdy wolontariusz w jakiś sposób do tego nawiązuje. Sądzę, że i na moim blogu wiele razy ten temat będzie się przewijać. Jednak dziś nie do końca o tym. Bo oprócz tych, najczęstszych spotkań – są spotkania zupełnie zaskakujące, przynoszące tak jakby kawałek „Polski” pod gorące boliwijskie niebo.
Jak wiecie, albo i nie, ostatni tydzień upłynął pod znakiem wyprawy do Oruro i Challapaty. Miałem okazję zobaczyć jak toczy się misjonarskie życie na boliwijskiej wiosce, gdzie bieda rzuca się w oczy z o wiele większą intensywnością. Padre Mario, proboszcz parafii, zabrał nas w miejsce gdzie prawie nikt nie dociera ze względu na trudy podróży. Tuż pod granicą z Chile znajduje się mała wioska Alcaya – a tam na wzgórzach można spotkać szkielety starej kultury, która wyginęła wiele lat temu. Leżą niezabezpieczone, na kamieniach… przyznam szczerze, że robi to wrażenie…
Potem Oruro. Niektórzy mówią, że to najbrzydsze miasto w Boliwii – jednak jest w nim coś przyciągającego. Może wysokość (3700 m n.p.m.), a może po prostu coś niewerbalnego. Właśnie w Oruro odbyło się spotkanie parafii Piusa X w Boliwii. Było to świetny czas poznania i doświadczenia ciepła i serdeczności. Poza tym, jak się okazało, na pewien czas z Oruro zwiąże się moja przyszłość. Od listopada będę pracował w schronisku dla dzieci, które prowadzą siostry Dominikanki. Strasznie się cieszę i już nie mogę się doczekać. W Oruro na sam koniec czekało mnie jeszcze jedno spotkanie. Oprócz polskich Dominikanek pracują tam polskie Urszulanki. To naprawdę bardzo fajne uczucie spotkać na drugim końcu świata człowieka, który mieszkał w tym samym mieście co ty 🙂
A Oruro słynie z największego karnawału w Boliwii 🙂
Challapata, Alcaya i Oruro:
Szymon ! Szymon! Czytamy i pamiętamy w modlitwie!:D
Dzięki 🙂
Niech Cię Bóg prowadzi i wspomaga! Pamiętam w modlitwie.