Paragwaj… kolejny „przypadek” w moim życiu… bo jak można inaczej nazwać wizytę w tym kraju w celu odnowienia wizy boliwijskiej?

Nie planowałem wyjazdu do Pirapo, nie planowałem wraz ze studentami uczestniczyć w tamtejszych misjach. A jednak – znalazłem się tam. Niesamowity czas, naprawdę postokroć niesamowity.

Z jednej strony zaskoczyła mnie otwartość ludzi. Wchodziliśmy do wszystkich. Studenci opowiadali o roku wiary, o tym, że Kościół chce wyjść do ludzi, dać świadectwo i oni chcą dzielić się swoją wiarą, chcą modlić się wspólnie o błogosławieństwo dla domu, dla rodziny i rozmawiać o tym co ważne i istotne. Ludzie przyjmowali nas z niezwykłą otwartością, opowiadali często jak to dla nich ważne, że takie rzeczy się dzieją w kościele, cytowali Pismo, opowiadali o swoim życiu.. tak naprawdę to oni nas uczyli, a może uczyliśmy się wzajemnie…

Ale największym darem w tym czasie byli dla mnie… oni sami – studenci. Ich otwartość, radość, siła, wiara, uśmiech, a także zaangażowanie sprawiły, że było to jedno z piękniejszych doświadczeń w moim życiu. W chwilach takich jak ta, upadają wszystkie stereotypy. Bo widzi się dojrzałych, zorganizowanych, odpowiedzialnych ludzi, pełnych pasji i zaangażowania, którzy z wiarą dają świadectwo swojego życia. W takich chwilach myśli się również, że na drugim końcu świata, można spotkać ludzi, którzy choć wychowani w zupełnie innej kulturze, są dla Ciebie przyjaciółmi, że rozumieją Cię tak jakbyś żył z nimi w jednym kraju, przez te kilkanaście lat… Spotkanie w Pirapo to był czas magiczny… czas natchniony… w którym Boży Duch był tak bardzo obecny, że wypełniał każdy oddech, każde słowo, każdy krok… Mam świadomość, że takie chwile zdarzają się w życiu człowieka raz na tysiąc lat.

Dzięki Ci Boże, że miałem tę sposobność.

Wracam do Boliwii za kilka dni, a w Paragwaju zostawiam kawał mojego serca…

 

p.s. Obiecałem, że powiem: Tu zobaczyłem, że Ameryka Południowa może być przyszłością Kościoła! Naprawdę!

1-IMGP1661 2-IMGP1611