Jeśli tylko masz ochotę wsłuchaj się w joik i chodź ze mną na wschód…
O książkowych podróżach na wschód
Tak jak fascynuje mnie wschód, tak fascynuje mnie bycie „na uboczu”. Zapomniane wioski Beskidu Niskiego czy Andów wcale nie są moimi ulubionymi z powodu samego odcięcia od świata. Za to, owo odcięcie sprawia, że perspektywa spoglądania na świat z takich miejsc wydaje się mi zupełnie wyjątkowa. Tam lepiej słyszę. Kogo? Wszystkich. Boga, innych ludzi, siebie samego. Znacie tę ciszę nie do podrobienia? Jestem pewien, że tak. Choć dziś niesłychanie o nią trudno. W życiu biegam, organizuję załatwiam sprawy nie cierpiące zwłoki, a przede wszystkim śpieszę się. Poza podróżą nie łatwo jest zwolnić (choć ciągle wierzę, że jest to możliwe!). Jest jeden wyjątek. Niezwykła książka. Taka, która wciąga w swój świat, a wszystko inne jakby się zatrzymuje, traci chwilowo na znaczeniu. Jednym z takich autorów niezwykłych książek jest Mariusz Wilk. Znany zapewne miłośnikom wschodu. Pomaga mi w tym obecnie poprzez „Dom nad Oniego”. Co za obłędna literatura! Polecam oczywiście. Znajduję tam (już na pierwszej stronie) cytat Henryka Elzenberga: Rzeczywistość przeżywana w odosobnieniu i nieodzwierciedlona w czyjejś świadomości – nie istnieje. Wilk pyta Zali więc pisanie byłoby jednym ze sposobów utrwalenia własnej rzeczywistości? A ja przeczuwam, że tak właśnie jest. Jeśli nie pisanie, to choćby tak ulotne snucie opowieści. Ważne jest żeby swoją historię przelać; czy to na kartki papieru, czy to w serca wsłuchujące się w to co przekazujemy.
Powróćmy jednak jeszcze na moment na Wschód. Pisałem ostatnio, że trudno mi dobrze nazwać tą moją miłość do tego rejonu, kultury, stylu życia. Jest w tym coś instynktownego, może pierwotnego, na pewno bardzo pociągającego. Idę za tym w ciemno, bo czuję jakąś wolność. Dobrze jest znaleźć w książce potwierdzenie własnych myśli. Nie jestem z tym sam! Autor Oniego pisze, że wielu z nas cudzoziemców po okresie życia na Wschodzie (dla mnie ledwie pobytu) zaczyna się czuć w Europie jak w szafie: ciasnota na półkach, szufladki i wszędzie pachnie naftaliną. Tu zaś powała wysoko, sąsiedzi daleko. Wcale nie dziwi mnie, że to właśnie na wschodzie powstała idea przebóstwienia. Na chłopski rozum tłumaczę sobie, że to właśnie w takich miejscach człowiek nabiera wartości tak niezwykłej, niemal boskiej. A raczej może, tam łatwiej jest tak na niego patrzeć. Kiedy stoję przed wejściem do warszawskiego metra na stacji Centrum, oblewany przez rzekę ludzi, nie napawam się pięknem jednostki. Kiedy jednak po dwóch dniach drogi na andyjskim szlaku spotykamy człowieka – oto mamy święto, wspólny obiad i zachwyt płynący ze spotkania. Ciekawe. Nawet tak prozaiczne sprawy jak gęstość zaludnienia wspomagają personalistyczne patrzenie. Wilk też zachwyca się sacrum, a ja znów z nieprzejednaną ciekawością spoglądam na te słowa: dla mnie wszystkie religie, kromie tych, które nawołują do walki z innowiercami, są jednako bliskie: od szamanizmu Saamów do milczącej reguły Thomasa Mertona. W religii, jak i w sztuce, podziwiam wzlot ludzkiego ducha, czy to będzie bizantyjska ikona, czy lamajska thanka, cerkiew Przemienienia Pańskiego na Kiży, buddyjska świątynia w Polonnaruwie, czy katedra Notre Dame w Paryżu, wiersze waka Saiygo, psalmy Dawida czy też Tryptyk rzymski rzymskiego papieża. Jeśli bowiem odrzucimy sacrum, jak to próbowali zrobić bolszewicy, to pozostanie nam wóda i brednia, wystarczy spojrzeć dokoła.
Póki co przez świat raczej przechodzę. Moje spotkania z ludźmi, jakkolwiek piękne i wiele dla mnie znaczące, kończą się po dniu, tygodniu, roku. Ruszam dalej. Jak włóczykij, pielgrzym, podróżnik. Niepotrzebne skreślić. Wiele razy zastanawiałem się czy to najlepsza forma poznawania świata i ludzi. Nie znalazłem póki co odpowiedzi. Słowa Michaiła Priszwina pewnie będą dla mnie wyzwaniem. Do przemyślenia nie tylko na dzisiejszą noc, ale i na najbliższe tygodnie. Zostawiam z nimi Was i siebie samego:
Zamiast tracić czas na tak zwane podróżowanie w pełnym tego słowa znaczeniu, to jest na przemieszczanie się po bezkresnych przestrzeniach, lepiej osiąść w jakimś charakterystycznym zakątku i, z bliska mu się przyjrzawszy, wyrobić sobie zdanie o całym kraju głębsze, aniżeli może dać nam jakakolwiek podróż.
***
Mariusz Wilk – dla tych, którzy nie znają:
http://www.wydawnictwoliterackie.pl/autorzy/314/Mariusz-Wilk
„Nie wiemy dokąd prowadzi droga, dopóki nie zaprowadzi nas do celu” Po wpisie czuję jakbys nadal poszukiwał celu życia, a nie dążył za Nim poprzez podróże. Pozdrawiam:-)
Kiedyś już w innych okolicznościach zadałem Ci to pytanie, a teraz znowu powtórzę:
– A to się wyklucza? 🙂
Mozna znac cel i szukac Go w coraz to nowszych miejscach. Niby sie nie wyklucza. Chrzescijanstwo zmusza do rozwoju, nie do trwania w jednym. A czy to sie wyklucza? Nie, mily Panie:-)
Tak myślałem… to będę szukał dalej 🙂
Mam wrażenie, że tego posta nie napisałeś, ale namalowałeś… Słowem, zdjęciem i muzyką. I już zostałam porwana na Wschód, do pięknego Bezkresu… 🙂
Cudownego Bezkresu w takim razie! 😉
od jakiegoś czasu oboje z Lubym zachwycamy się tym jojkiem 🙂 A Luby nawet całkiem ładnie go sobie podśpiewuje od czasu do czasu 🙂 Zgadzam się z Anią – bardzo malownicza notka! 🙂
mnie też zafascynował 🙂
też przeżywam jakąś bliżej nieokreśloną fascynację Wschodem i nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego, po prostu tak jest. od razu lepiej mi się robi, że nie jestem jedyna! o autorze słyszałam, ale ksiażki jeszcze nie czytałam – poszukam jak tylko wrócę z wojaża 🙂 Pzdr z Kaukazu 😉
coś jest na rzeczy z tym wschodem 🙂
Wschod, wschod i jeszcze raz wschod… :)))
i jeszcze raz… Wschód! 😉
Wschód fascynuje chyba wiele osób, ze względu na swój orientalizm, inność (ale pod tym słowem nie czai się nic negatywnego, mam na myśli oczywiście odmienność od tego, co znamy z własnego podwórka czy krajów Europy Zachodniej), czasem chaotyczność ale przede wszystkim piękno miejsc i spotykanych tam ludzi, których otwartość i gościnność bywa już legendarna.
Coś jest na rzeczy 😉
Hm…
Szymon, muzyka idealna. Przesłuchuję trzeci raz. Ja Wschodem nie jestem zafascynowana, ale może powinnam…
Wiesz, każdemu coś tam w duszy gra… ważne żeby to odkryć i za tym iść; czy to wschód czy zachód będzie 😉
Szymon ja Cię chyba nie podejrzewałam o takie klimatyczne wpisy! A może to wszystko przez to, że si zasłuchałam????
Mam nadzieję, że to nie tylko muzyka sprawiła 😉
Simone, wzruszyłam się muzyką i słowami… 🙂 Mariusz Wilk sprowokowany kiedyś w wywiadzie słowami „Dla pisarza – włóczęgi dom to zarazem azyl, ale i więzienie…” odpowiedział: „Nie zgadzam się! Czwarty tom dziennika północnego nosi tytuł DOM WŁÓCZĘGI. Zwróć uwagę, że słowo WŁÓCZĘGA oznacza zarówno czynność, jak i podmiot tej czynności, czyli DOM WŁÓCZĘGI – to dom, w którym mieszka włóczęga, ale też dom, w którym można się włóczyć.” Przyszły mi te słowa na myśl, czytając Twoja ostatnią refleksję…
To świetna myśl! Dodaję ją do swoich rozmyślań włóczęgowskich 😉
Ale się cieszę, że odkryłam Twojego bloga. Niesamowicie. I nie byłoby tego, gdyby nie MGB… 🙂
Cudownie piszesz. Cudownie przeżywasz.
Wow, jest mi niezwykle miło to słyszeć. Dziękuję!
„Kiedy stoję przed wejściem do warszawskiego metra na stacji Centrum, oblewany przez rzekę ludzi, nie napawam się pięknem jednostki. Kiedy jednak po dwóch dniach drogi na andyjskim szlaku spotykamy człowieka – oto mamy święto, wspólny obiad i zachwyt płynący ze spotkania.” Piękne i absolutnie w punkt. Dzięki za ten tekst.
Nie ma za co. Dokładnie tak to czuję 😉
Piękne!
Śliczne zdjęcie z cerkwi!
cieszę się, że się podoba 😉
Wcale nie czuję się, jakbym mieszkała na Wschodzie, choć – gdyby trzymać się formalnego nazewnictwa – mieszkam przecież na Wschodzie. Bliskim Wschodzie, mój Boże!
Ale to prawda, że po pewnym czasie Europa trochę pachnie naftaliną.
Świetna muzyka, a kończący cytat, bardzo prawdziwy i inspirujący. Zapamiętam, dzięki! 🙂 Zamiast tracić czas na tak zwane podróżowanie w pełnym tego słowa znaczeniu, to jest na przemieszczanie się po bezkresnych przestrzeniach, lepiej osiąść w jakimś charakterystycznym zakątku i, z bliska mu się przyjrzawszy, wyrobić sobie zdanie o całym kraju głębsze, aniżeli może dać nam jakakolwiek podróż.
Szybko Przekonałeś mnie do tej książki. Rzucam więc się w kierunku miejsca, gdzie mogę ją nabyć.
Cieszę się 😉
Odwieczny problem podróżnika to chcieć poznać dużo miejsc dobrze, a jednocześnie zdążyć odwiedzić ich jak najwięcej. Jedno trochę wyklucza drugie, czasem trzeba zwolnić, podtrzymać jakąś znajomość, wrócić do ulubionego zakątka świata!
Czasem trzeba do tego dorosnąć 😉