Pierwszy dzien w Asturii. Ciekawe, bo od razu widac, ze to inny region. Na szczescie powrot do tego co na poczatku, czyli mniej asfaltu, a wiecej gor i dzikich terenow. Niestety roboty drogowe zupelnie zmienily trase (tu mala dygresja, ze w Hiszpanii kryzysu nie widac. Buduje sie wszysto na potege. Nawet bogatych Niemcow i Holendrow to dziwi, bo u nich raczej zastoj).
Krajobrazy nadal ladne, ale trzeba co najmniej godzine dluzej isc. A tak to juz jest, ze jak sie nastawisz na 35 km, to potem te ostatnie nadliczbowe 5 jest najgorsze. Dzis polowa calej trasy za mna. Polowa przede mna. Najpozniej pojutrze pozegnanie z Valdisem i wtedy juz na pewno bedzie to zupelnie inna czesc mojej drogi. Pewnie z akcentem drogi do wnetrza siebie. Ale z drugiej strony nie nastawiam sie. Swiety Jakub pokaze. A i jeszcze jedno. Mam takie male zyczenie zebym spotkal w Santiago, choc jedna osobe z ktora wczesniej widzialem sie na szlaku. Zobaczymy, czy sw. Jakub bedzie w stanie to spelnic, jesli dojde oczywiscie. Niektorzy musza wracac nawet po przebytych 500 km, takze nic nie wiadomo. Brakuje mi polskiego jezyka, dobrze, ze przynajmniej w telefonie mam pare piosenek 😉
no i od jutra ma byc chlodniej. Ciesze sie, bo to slonce juz zupelnie mnie przepalilo.
mysl na dzis: im bardziej czlowiek stara sie porzadkowac, tym bardziej widzim, ze coraz wiecej ciezkiej pracy przed nim… ale to dobrze 🙂

p.s. pisalem, ze tesknie za polskim, a w schronisku Slowakow spotkalem. Kazdy w swoim jezyku mowil i wszyscy sie rozumielismy… jak milo 🙂