Na wstepie zaznacze ze narazie nie bedzie zdjec bo cos mi telefon nie wspolgra, ale jeszcze wieczorem sprobuje. Do rzeczy…
Wieczorem spotkanie przy wspolnej kolacji. Nie myslalem ze moge o powaznych sprawach w obcym jezyku gadac, ale udalo sie 😉 Holender z Amsterdamu pyta mnie co studiuje. Mowie mu o teologii i socjologii. On na to, ze ostatni raz byl w kosciele jak mial 19lat (teraz na oko jakies 65). Bardzo sympatyczna rozmowa o religii. O tym, ze to cos wiecej niz system etyczny, bo on niewierzac pozostal humanista i chyba dobrym czlowiekiem. Poza moralnoscia i sposobem postepowania pozostaje jeszcze kwestia wiary i tego wlasnie ow Holender nie potrafi przeskoczyc. Po wszystkich wczorajszych podrozach zasnalem jak dziecko przed 22.
Pobudka przed 7, potem bardzo mila hospitalera zrobila sniadanie i rozeszlismy sie. Ja mniej wiecej w srodku. Lunelo po 500 metrach – na szczescie bylem przygotowany wiec obylo sie bez przemokniecia. Mimo ze padalo bylo bardzo cieplo – 12 stopni o 7 rano! Schronienie znalazlem dopiero w kosciele Gudaleupe. Byli tam juz Niemiec, Austriak i mlody Hiszpan. Po drodze minalem jeszcze dwoch Hiszpanow, sporo starszych(dla potrzeb opowiadania bede ich nazywal szybki i wolny ;)). Zrobilem przerwe by troche sie przepakowac i razem z Austriakiem ruszylismy dalej. Jako, ze on zna tylko kilka slow po angielsku raczej nie rozmawialismy. Byla straszna mgla, ale przestalo padac. Podobno po prawej caly czas bylo morze, ale nie bylo go widac. Wystarczylo, ze Austriak odszedl na 5 krokow, a juz tracilem go z oczu. Po drodze minelismy Niemca. Dalej ja zatrzymalem sie na troche i tak sie rozstalismy. Pogoda byla coraz lepsza. Kiedy doszedlem do pierwszej wioski mgla zeszla calkowicie, widoki naprawde genialne (mam nadzieje ze jakos zamieszcze zdjecia). Nastepnie przeplynalem promem na druga strone rzeki. Szedlem coraz wyzej wzdluz jej koryta, doprawdy cudowne miejsce kiedy na najwzyszej skarpie widac jak wpada do morza… a dalej juz tylko horyzont…
Droga do San Sebastian przebiegla bardzo sprawnie. A samo miasto – wspaniale. Polozone pomiedzy gorami, a morzem. Glowna ulica idzie wzdluz plazy, a tle przepiekna katedra i inne zabytki. Niestety nie dane mi bylo poki co cieszyc sie ich widokiem, bo lacznie stracilem 3 godziny na blakanie sie miedzy albergami(schroniska dla pielgrzymow). Tak zmeczony z jednego konca miasta przeszedlem najszybciej jak sie da w drugi, by ostatecznie znalezc sie w alberge La Sirena. I tak mimo, ze do miasta dostalem sie jako drugi – tylko Austriak byl przede mna, to ostatecznie doszedlem tu prawie ostatni. Tylko Koreanczycy przyszli za mna bo podobnie jak poszli do albergue, gdzie nie bylo juz miejsc…
No to tak pokrotce… Chyba troche przynudzilem… ale w koncu ma to byc dziennik.
Teraz ide troche zobaczyc, zrobie szybkie zakupy i sprobuje jeszcze wieczorem wrzucic zdjecia…
Jutro zobaczymy… albo mniej niz dzisiaj, albo najdluzszy odcinek na Camino, jesli nogi pozwola. Ciekawi mnie, bo poprzednia hospitalera powiedziala, ze dzien przede mna idzie ktos z Lodzi… fajnie byloby sie spotkac 🙂
Najpierw San Sebastian:






I reszta: