Camino del Norte jak każde Camino zaczyna się od progu własnego domu. Jeśli tak jest, to moja pielgrzymka zaczyna się już dziś. Za chwilę ruszam do Wrocławia, by stamtąd o 21 wylecieć do Brukseli. Noc na lotnisku, no i już z samego rana, bo o 6, wycieczka do Dublina. Tam u Krzysia i jego rodzinki zabawię kilka dni(w końcu zobaczę swoją ukochaną chrześnicę). A potem jako, że zawsze lubiłem skomplikowane dojazdy do celu 🙂 jeszcze przesiadka w Birmingham (tu ukłon w stronę Łukasza, a raczej kard. Newmana), by 11 maja wczesnym popołudniem znaleźć się w upragnionej Francji. Niestety tylko na chwilę, bo TGV zawiezie mnie do granicy francusko-hiszpańskiej, skąd już zupełnie na pieszo rozpocznie się moje pielgrzymowanie 🙂
Jest we mnie taka wielka ciekawość, drogi, która mnie czeka. Nie mogę się doczekać każdego etapu tego wyjazdu, poczynając od tego dublińskiego. Najważniejsze jednak to czuć się prowadzonym, bo wtedy zawsze dotrze się do celu, bez względu na to gdzie będzie się on znajdował…