Mija tydzień naszej podróży i jest poczucie, że prawie jesteśmy u celu. Ze Starej Wsi toż to raptem 30 km do Dukli. Tylko kataklizm może nam dziś nie pozwolić się spotkać z Beskidem Niskim. Na szczęście nic takiego się nie dzieje. Kilka lokalnych okazji i znajdujemy się w stolicy Beskidu Dukielskiego. Pogoda przednia, a my przygotowujemy się do tego by zamienić kciuk autostopowicza na sprężysty chód w górę. W Dukli szybko robimy zapasy jedzenia, odwiedzamy kościół z relikwiami św. Jana i ruszamy w góry! Od pierwszego spojrzenia przypomina mi się wszystko co najlepsze. Pozostałości po starym łemkowskim budownictwie. Jeszcze dziś można spotkać chyże; długie drewniane domy, których część zamieszkiwali ludzie, w drugiej zaś stacjonowały zwierzęta. Cerkwie także charakterystyczne dla tego regionu; drewniane z trzema wieżami (na pewno w przyszłej galerii nie jedną będzie można podziwiać). A ponadto to wszystko niepowtarzalny klimat gór, prowincji, życzliwości, ale i ciszy i spokoju. Tu w przeciwieństwie do miasta człowiek nie męczy się samym oddechem. Jest mi tu naprawdę wspaniale! Pierwszy dzień w górach, ale trasę robimy już naprawdę przyjemną. Przez Cergową i Piotrusia dochodzimy do pola namiotowego w Stasianem. Jak to w Beskidzie utytłani w błocie po pas, ale z uśmiechem na ustach. Po drodze mijamy też źródełko i miejsce gdzie, według podań, św. Jan z Dukli miał mieć pierwszą pustelnię.
Po roku nieobecności stwierdzam, że dzięki Bogu, Beskid Niski ciągle trzyma poziom, ciągle jest nieodkryty, z niesamowitą historią (o czym może przy kolejnej okazji) i ciągle chciałbym tu zamieszkać. Sercu bliski Beskid Niski!
IMGP1420