Nadszedł czas by odwiedzić zaprzyjaźnione z parafią małżeństwo, Nastię i Andrieja. Mieszkają oni kilka kilometrów za miastem w kierunku trzech wulkanów. Położenie ich domu jest zupełnie wyjątkowe. Przez pewien czas trzeba jechać wyboistą drogą poprzez las, by w końcu wyjechać na polanę mieszczącą dom Nastii i Andrieja. Miejsce jest ciekawe, bo mimo że blisko Pietropawłowska jest tam około 5-7 chłodniej niż w mieście. Nastia i Andriej robią w mieście wiele niesamowitych rzeczy. Pomagają aktywizować młodzież poprzez treningi w czasie których dzieciaki uczą się biegać z psami, a także odpowiednio nimi zajmować. Mają 47 psów, w większości husky i malamuty, które startują w zawodach psich zaprzęgów. Wszystkie w bardzo dobrym stanie, niezwykle dobrze ułożone i dobrze wyglądające. Pośrodku terenu w którym mieszkają znajduje się jurta do której zapraszają wycieczki, tworzą programy edukacyjne gdzie zapoznają jak dawniej mieszkali ludzie na Kamczatce. Sami żyją bardzo ubogo. Wraz z czwórką dzieci mają dwa pokoje. Jednak odnosiłem wrażenie, że ta skromność życia, a jednocześnie bliskość natury daje im ogromne szczęście. Chyba narawdę trudno spotkać tak szczęśliwe dzieciaki. Doświadczyła tego najbardziej Ola, która opiekowała się najmłodszymi. Skończyło się to tak, że po powrocie chodzi po domu niczym duch i powtarza każdemu, że było wpsaniale i że będzie miała bardzo dużo dzieci… W międzyczasie obejrzeliśmy z Olą skóry z oprawionego niedźwiedzia i nie omieszkaliśmy zrobić sobie zdjęcia. Po pracy późnym wieczorem wszyscy razem zjedliśmy późną kolację i wróciliśmy do domu. Niesamowite są takie spotkania z ludźmi. Pokazują jak można żyć, że da się wszędzie coś robić i że często do szczęścia nie trzeba dóbr materialnych, ale po prostu pięknej miłości…