Obiecuję, że oprócz podsumowania i ewentualnych zdjęć (jeśli niektóre uda się odzyskać), nie będę już więcej relacjonował trekkingu po Kungsleden. Macie moje słowo 😉
Jednak autostop po Skandynawii to nie taka prosta sprawa. Nie zawsze trafia się na złoty strzał, który dowiezie Cię z punktu A do punktu B. Przyszło mi tego trudu doświadczyć w drodze powrotnej. Niecałe 500 km pokonywałem w 3,5 dnia! Dobrze, że miałem ten komfort czasowy dzięki sprawnemu przejściu trasy. Nie mniej jednak problem pojawił się kiedy miły Pan wysadził mnie w miejscowości Grong, która od trasy jest oddalona kilkaset metrów i nie ma tam absolutnie żadnego sensownego miejsca do łapania stopa. Jak żyć? Po kilku żałosnych próbach, wracam do miasteczka i widzę przed sobą tablicę na której jest napisane: Trasa Pielgrzymkowa, 16,5 km, Grong – Heia.
Sprawdzam na mapie gdzie ta Heia i rzeczywiście to najbliższa miejscowość na drodze do Trondheim. Zatem niewiele myśląc ruszam. Ach, kochają mnie te pielgrzymki. Na początku wszystko szło ok, mimo fatalnej pogody, droga była dobra. Jednak ostatnie 5 km to trasa wzdłuż wycinki drzew w środku głębokiego lasu. Każdy krok to zanurzenie się po łydki w wodzie. Ale co robić, w końcu to ostatnia prosta. Moje myśli zaprząta tylko to czy za następnym krokiem mój but zostanie pod ziemią czy da radę się wynurzyć. Kiedy dochodzę do Heia i chowam się pod daszkiem, nadciąga największa ulewa jaką do tej pory tutaj widziałem. Spokojnie czekam. Potem okazuje się, że Heia to tylko jeden zajazd i hotel. Cała miejscowość. Na szczęście z szeroką zatoką na której po paru minutach zatrzymuje się Johan. Jest sucho i ciepło. Niczego więcej nie pragnę. A tu jeszcze oprócz tego ciekawa historia, którą dzielę się z Wami.
Johan opowiada, że w latach 80-tych, jako student, był w Polsce. Pojechali identyfikować się z polskimi strajkami i Solidarnością. Najpierw Kraków, nielegalne zebrania, potem Gdańsk i na końcu Włocławek, demonstracja w miejscu śmierci ks. Popiełuszki. I tu złapała ich policja. Pojechali na przesłuchania, a tam dopiero zobaczono ich paszporty. Johan opowiadał, że widział przerażenie w oczach przesłuchujących, że zrobi się z tego wielka międzynarodowa afera. Wypuścili ich i kazali wracać do domu. Ci jednak znowu pojechali na demonstrację. Znowu policja. Tym razem jednak przezornie pokazują od razu paszporty i nikt ich nie tyka. Po wszystkim wracają do Norwegii z żonami. Z polskimi żonami, które poznali w czasie strajku. Ot, magia spotkania. Świetna historia, prawda?
Kiedy Johan kończy jesteśmy już na miejscu. Noc na lotnisku i czas do domu.
Dzięki za wspólne „przejście” Kungsleden. Do usłyszenia!
Super historia, niezwykle budująca, nie bacząc na nieciekawe czasy.
Gratulacje, że udało się zrealizować cel!
Inspiruje to niesamowicie. Dlatego uwielbiam czytać blogi podróżnicze.
Dzięki! Cieszę się, że inspiruje! 😉