Wiecie co? Przekroczyłem granicę 300 km. Chyba się starzeję bo jestem już trochę zmęczony, ale świadomość, że wiele cudnych miejsc ciągle przede mną – napędza mnie. Dziś jednak nie o tym co piękne, ale o tym co może zniechęcić do Laponii największych pasjonatów tej krainy. Komary – lapońska masakra. Na to spotkanie nie przygotowywałem się za specjalnie, bo zgodnie ze wszystkimi wskazówkami o tej porze miały już tyko dogorywać ich resztki. A tu Ci niespodzianka. W związku z tym, że lato przyszło do Laponii wraz ze mną, również dopiero ze mną przywędrowały komary. Szczególnie ostatnie dni są tragiczne. Kiedy idziesz jest wszystko w porządku, ale kiedy robisz przerwę w ciągu chwili dopadają Cię. Bez względu na porę dnia. Są oczywiście te wszystkie odstraszacze i jakoś to działa, ale  całość zabija klimat wędrowania. Bo wyobraźcie sobie, że wdrapujecie się na górę, a przed Wami idealne miejsce na krótki relaks z genialnym widokiem. Ledwie zdejmiecie plecak, a tu już brzęczące cholerstwo Was dopada. Co z tego, że co do zasady powinno być chłodniej, ale bez komarów. Jest ciepło i jest ich mnóstwo.
Najlepiej wygląda rozbijanie i zwijanie namiotu. Wkładam dodatkową koszulkę tak, że głowę przekładam przez rękaw 😉 dzięki temu widać mi tylko oczy i mogę spokojnie pracować. Przydałaby się taka czapka połączona z moskitierą jaka kojarzy mi się z 19-wiecznymi odkrywcami (błędnie, bo ciągle są do kupienia!), ale nie przewidziałem takich atrakcji. Tym niemniej mój namiot jest szczelny. Zatem dokonuję rzezi zaraz po wejściu, a potem śpię spokojnie. Czego i Wam serdecznie życzę!

Dobranoc 😉