Był bodajże rok 2010. Kolejny przełom w moim życiu. Morze możliwości. Powracając do swoich największych pasji postanowiłem zacząć uczyć się rosyjskiego. Czynnikiem motywacyjnym był planowany wyjazd do Rosji. Przeglądając oferty, odnalazłem w internecie nowo powstałą szkołę, która oferowała intensywny miesięczny kurs w wakacje. Zapisałem się. Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie Karolina, właścicielka szkoły. Okazało się, że w terminie, który zaproponowałem nie było więcej chętnych. Mimo wszystko Karolina nie odwołała zajęć, a zaproponowała mi w tej samej cenie zajęcia indywidualne. Pomyślałem sobie: Wow! Jakie genialne podejście. Ale to nie wszystko. Co zapamiętałem z tego miesiąca nauki? Wiele ciekawych historii i anegdot związanych z Rosją i językiem rosyjskim. Przede wszystkim jednak zrozumiałem, że tryb indywidualny jest dla mnie stworzony, że lektor może dostosować się do mojego tempa i kiedy mam czas i siły, przez miesiąc możemy nauczyć się naprawdę dużo. Nie tracimy czasu na powtarzanie tych samych fraz przez grupę osób. Oczywiście każdy…Kontynuuj czytanie
Zorza od dawna była moim marzeniem czego dowodem jest jej obecność na mojej TOP liście. Bajkowe kolory i idąca za tym niepojęta niezwykłość działają mocno na wyobraźnię dziecka. Później jednak im więcej o niej czytałem tym bardziej wątpiłem, bo poszerzało się grono krytyków, którzy twierdzili, że zorza jest totalnie przereklamowana, a to co widzimy na zdjęciach to raczej efekt pracy programów do obróbki. Pierwszy raz spróbowaliśmy zobaczyć zorzę wraz z Piotrkiem i Kubą rok temu. Niestety prognozy były tak fatalne, że nie było żadnych szans na spełnienie marzenia. Nie poddaliśmy się jednak! Nasza kolejna wyprawa w celu upolowania zorzy polarnej zakończyła się powodzeniem. W związku z tym pomyślałem, że może warto zebrać w jednym wpisie kilka informacji na temat tego niesamowitego zjawiska, tak abyście nie popełniali niektórych naszych błędów, a także zorientowali się w jaki sposób można zorganizować taką wyprawę by nie zrujnowała ona waszego portfela. Jak powstaje zorza? Zorza polarna od zawsze…Kontynuuj czytanie
2016 zdecydowanie nie zostanie zapamiętany przeze mnie jako rok w którym podróżnicze projekty zdominowały moje życie. Wręcz przeciwnie. Zrezygnowałem z kolejnego podboju Rosji na rzecz zrywania stropów i malowania ścian. Zamiast pisać nowe wpisy, nastawiałem nowe wina. Zamiast odkładać na podróże zwolniłem się z pracy i kupiłem psa. Zamiast poczucia bycia gdzieś daleko wróciłem w rodzinne strony. Zamiast wiatru we włosach częściej w tym roku miałem w nich gips albo farbę. Czy to znaczy, że było źle? Skądże znowu, było zupełnie inaczej. Podróże i te bliskie i te bardzo dalekie ciągle przede mną, a dodatkowo rodzi się miejsce do którego zawsze będzie można wracać. Bywało żmudnie i niełatwo, ale wszystko odmieniło się zimą. Tak, w tym roku przebiła ona wszystkie moje marzenia i myśli, również te podróżnicze. I ułatwiła mi również decyzję o nierobieniu wpisu podsumowującego rok 2016. To tylko kartka w kalendarzu. Żaden etap życia nie kończy się 31…Kontynuuj czytanie
W zasadzie widzieliśmy się z Heleną Kmieć kilka razy w życiu. Choć to pierwsze spotkanie, teraz wydaje mi się jakby symboliczne, bo wtedy na zaproszenie ks. Pawła, razem z Olą opowiadaliśmy o wolontariacie w Boliwii, w Cochabambie. Było to tylko kilka rozmów, kontakt przez facebook itp. Jednak Helenę zapamiętałem jako dziewczynę, która wpatrywała się w Niebo. Pełna radości, uśmiechu i bardzo blisko Boga. Takie było moje pierwsze wrażenie. Wczoraj kiedy dowiedziałem się o całej tragedii i próbowałem się modlić, tak bardzo kolejny raz dotknęła mnie myśl, że mamy mało czasu. Na miłość, na działanie, na spełnianie marzeń, na robienie czegoś dobrego. Najczęściej jest tak, że właśnie te rzeczy zostawiamy na później. Na lepsze czasy, na „po pracy”, w wolnej chwili, po podwyżce, kiedy skończę studia, po zakupie mieszkania, kiedy spłacę kredyt, po ślubie… W naszych głowach jest tyle genialnych myśli, tyle wspaniałych uczynków, tyle dobrych emocji i uczuć. Podziel się nimi…Kontynuuj czytanie
  Jak pewnie większość z Was wie, święta i kilkanaście następnych dni spędziłem w gronie moich paragwajskich przyjaciół. Był czas na rodzinne spotkania, polskie potrawy i poświąteczne lenistwo, ale nie zabrakło spontanicznych wypraw, zwiedzania, smaku polskiej zimy oraz wielu innych przygód. Sądząc po uśmiechach – była to naprawdę fajna wycieczka. Dla mnie, poza radością ze spotkania, była to okazja do przyjrzenia się reakcji polskiej prowincji (tam byliśmy najczęściej) na obcokrajowców. Czy jest aż tak źle jak możemy przeczytać w gazetach? Czy jesteśmy ciemnogrodem pełnym ksenofobicznych uprzedzeń i nie ma dla nas żadnej nadziei? Prawda jak to prawda – nigdy nie jest prosta. Pozwólcie, że podzielę się tym co sam zobaczyłem. Jacy są Polacy na prowincji? Oczywiście to były niespełna trzy tygodnie. Za mało by być obiektywnym (zresztą żadna liczba nie byłaby wystarczająca by ów obiektywizm osiągnąć). Mimo wszystko odbyliśmy mnóstwo spotkań z ludźmi, począwszy od tych krótkotrwałych, kiedy chłopaki podchodzili…Kontynuuj czytanie
Pamiętacie moje cudowne paragwajskie spotkanie z tamtejszymi studentami? Noc przy ognisku, rozmowy o planach na przyszłość, wzajemne inspiracje i wszechobecna magia spotkania! (jeśli nie, zajrzyjcie tutaj i tutaj). Od tego czasu minęły już 4 lata! Żyjąc na co dzień milionem spraw, w biegu załatwiając kolejną rzecz, która jest na już, dziś siadam spokojnie z grzanym winem w ręku, przeglądam zdjęcia i cieszę się tym wspomnieniem – a robię to dlatego bo jest okazja! W tych całych podróżach chodzi właśnie oto co dzieje się teraz u mnie. Bo kiedy te cztery lata temu siedzieliśmy gapiąc się w gwiazdy, śpiewając przy ognisku i wzajemnie inspirując się pomysłami, przez myśl mi nie przyszło, że za jakiś czas to wszystko wróci, że kurtuazyjne „odwiedzimy Cię w Polsce” stanie się faktem. Inspirujemy ludzi nie tylko w wielkich momentach i płomiennych mowach. Czasem jakiś drobny gest czy słowo sprawia, że ktoś postanawia zrobić w życiu ważną rzecz. Mój spontaniczny przyjazd do…Kontynuuj czytanie
Podróżowanie z psem. Pies w pociągu. Jak dobrze wiecie Gringo w kwestii podróżowania nie miał wielkiego wyboru. Trafił do podróżnika i musiał się z tym zmierzyć. Choć nigdy nie wyglądał na bardzo cierpiącego z tego powodu. Zaczęliśmy ćwiczyć „podróże” w zasadzie od 8 tygodnia. Najpierw od chodzenia przy ruchliwych ulicach. Potem trafiliśmy do podmiejskich tramwajów, które podskakują, bujają się na różne sposoby i nie są zbyt przyjemne, później były autobusy i samochody. Tymi ostatnimi jeździliśmy całkiem sporo dzięki blablacar. Dopóki Gringo miał 3 miesiące spokojnie dawaliśmy radę na kolanach, bądź na podłodze między siedzeniami. Tym sposobem przejechaliśmy wzdłuż całą Polskę, bo byliśmy nad morzem, a także w Cieszynie. Ale w tym momencie musiałbym już wykupywać dla niego osobne siedzenie dlatego chcąc nie chcąc postanowiliśmy spróbować szczęścia z pociągami. Choć ze wszystkich środków lokomocji pociągi lubię najbardziej, jednocześnie miałem największe obawy co do podróżowania nimi ze sporym już psem. Gringo ma…Kontynuuj czytanie
Pierwsze koty za płoty Minęło 2,5 miesiąca odkąd Gringo wprowadził się do domu. A ja, tak jak się odgrażałem, stwierdziłem, że warto zapisywać ulotne myśli i spostrzeżenia o tym kochanym psiaku, choćby tylko po to, by kiedyś stały się fajną pamiątką. Może jednak, sucha analiza niektórych porażek i sukcesów wychowawczych komuś jeszcze się przyda. Tak czy siak – jedno jest pewne. Gringo ostatnimi czasy zaprząta moją głowę bardziej niż podróże, dlatego postanowiłem wygospodarować mu takie małe miejsce na tej stronie. Jakie są fakty i spostrzeżenia z tych dwóch miesięcy naszej współpracy? Gringo przybrał na wadze jakieś 15 kg, a przy okazji urosło mu się trochę. To chyba jedyna pewna rzecz, którą mogę o nim napisać. Bo wszystko inne – ciągle się zmienia. No dobra, może i trochę przesadzam. Ciągle uwielbia wariactwa, rzadko kiedy traci siły i jest pogodnym, bardzo pogodnym psem. Nie jest słitaśny, nie przepada za przytulaniem się dłuższym…Kontynuuj czytanie
Boliwijskie tradycje z okazji Święta Zmarłych 1 listopada, godzina 12. Samo południe. Po przygotowanych wcześniej drabinach, szczebel po szczeblu, z nieba na ziemię, do stęsknionego domu, wracają zmarłe dusze. Czasu jest niewiele. Dokładnie 24 godziny. Wszyscy już czekają, stół jest zastawiony. Pora cieszyć się tą chwilą kiedy zmarli są pośród nas. Bardzo ciekawa jest tradycja boliwijska związana z nadchodzącym świętem. Mam wrażenie, że tu jeszcze silniej niż w Polsce, wierzy się w obcowanie świętych i relacje ze zmarłymi przodkami. Może inaczej, w Boliwii się w to nie wierzy, to się po prostu wie. Na cmentarzu nie znajdziecie kwiatów i zniczy. 1-go listopada w zasadzie nie spotkacie tam też wielu ludzi. Wszak wszyscy są w domu, razem z duszami zmarłych. Wyjątkowa jest noc, która przypada z 1 na 2 listopada. 1 listopada w Boliwii Po ostatniej Mszy wychodzimy wraz z księdzem i zaprzyjaźnionymi parafianami modlić się. Gdzie? Dobre pytanie. Każda rodzina,…Kontynuuj czytanie
Macie takie miejsce poza własnym domem, gdzieś w świecie, może całkiem niedaleko, a może wręcz przeciwnie, gdzie czujecie się jak u siebie? Nie ze względu na identyfikacje z klimatem, wspaniałość krajobrazu czy łatwość życia. Raczej dlatego, że są tam przyjaźni Ci ludzie, na których możesz liczyć, którzy cieszą się na spotkanie bez względu na okoliczności. Taka świadomość bycia mile widzianym/słyszanym bez wyjątku. Jeśli nie – koniecznie polecam 🙂 Mam kilka takich miejsc i pod tym względem jestem wielkim szczęściarzem. Dziś zabieram Was do jednego z nich, do Irlandii – kraju w którym bywałem najczęściej, a to dzięki gościnności moich przyjaciół, Krzyśka i Dorotki. W czasie każdego z moich przyjazdów staramy się wygospodarować z Krzyśkiem jakąś chwilę na wspólny wypad i poznanie nowego miejsca. W tym roku, jak zwykle zresztą, było kilka propozycji, m.in. moje odwieczne irlandzkie marzenie czyli Belfast, ale kiedy usłyszałem o Croagh Patrick, już wiedziałem gdzie ruszymy tym…Kontynuuj czytanie