Takie rzeczy tylko w Stanach. Jestem tutaj raptem kilka tygodni, a już doświadczyłem kilku sytuacji, o które w Polsce byłoby pewnie ciężko. Pierwsza sytuacja miała miejsce w sklepie. Było już dość późno, ale bez przesady. Nagle do sklepu wchodzi jakiś Meksykanin, rozgląda się, podnosi do góry ręke w której coś trzyma i krzyczy: Uwaga, to jest napad, ręce do góry! Moja pierwsza reakcja to: O kurcze, słyszałem to na filmach! Potem jednak okazało się, że to znajomy sprzedawcy i po paru sekundach grozy zrobiło się śmiesznie. Drugie wydarzenie było jednak zupełnie realne. Znów późny wieczór. Tym razem leżę sobie na swoim piętrowym łóżku, oglądam coś przez internet i nagle słyszę… wszystko naraz… huk, wrzask, szczekanie, pisk, płacz, strzał…. myślę sobie… co się dzieje… Z jednej strony przyzwyczaiłem się już do hałasów i awantur w sąsiednich domach, ale to było coś większego. Odsłaniam żaluzje i nie wierzę własnym oczom. Cała ulica zapchana samochodami…Kontynuuj czytanie
Dwie piosenki i jeden wniosek… Zastanawiając się nad różnymi pracami, które w swoim życiu wykonywałem stwierdzam, że wbrew pozorom nigdy nie miało największego znaczenia to, co robię, ale kto ze mną współpracuje… Jak przeniosę się pamięcią do czasów pracy Urzędzie Miasta w Łodzi, mojej pierwszej pracy, to myślę sobie jak było tam cudownie. Jednak praca była nudna, zupełnie nie dla mnie. A jednak ludzie, atmosfera, żarty, dowcipy – to pozwalało przetrwać nawet trudne momenty. Potem było wiele różnych doświadczeń, ale zawsze takie same wnioski. Dobra praca to przede wszystkim fajni ludzie wokół. Bo niefajni ludzie mogą zatruć nawet najciekawsze zadania… Podobne doświadczenia mam tutaj. Z rozwojowego punktu widzenia oczywiście żadna z tych prac nie jest wybitna. Jednak w jednej czuje się dobrze i miło, a do drugiej się zmuszam. No właśnie. Po co i czy warto? Przecież nie jest moim celem być Jankiem sprzedawcą firanek, zagryzać zęby, tylko po to,…Kontynuuj czytanie
Cóż, ostatnie dwa dnia obfitowały w doświadczenie kolejnej pracy. Tym razem kuchnia. Restauracja z owocami morza (niestety nie można podjadać!). Pierwszy dzień wydał mi się tragiczny. Dziś jednak było lepiej. Więc mam nadzieję, że będzie tylko lepiej i koniec końców zostanę tam. Sporym minusem jest odległość, bo do domu rowerem jadę stamtąd ok 40 minut, ale przynajmniej okolica jest ładna (kiedyś porobię zdjęcia). Także pewnie moje notki będą też pojawiać się rzadziej, bo i czasu nagle na wszystko mało. Ale w końcu przyjechałem tu do pracy, no więc czas brać się do roboty! 🙂 Dziś wyobraźcie sobie, pobiłem rekord wielkości jednego napiwku. Otóż dostałem 50 dolców od jednej osoby! Miły akcent dzisiejszego sprzątania. Jakby nie było to dla mnie 1,5 dnia pracy w motelu. 🙂 Z różnych stron doszła do mnie informacja o nowym metropolicie… mam nadzieję na dobre czasy dla łódzkiego kościoła. Oby, oby! Trzeba się modlić… ale i działać!
Niedziela była mocno pracująca. Ja pracuję na 2 piętrze (ichniejsze trzecie). Mam do sprzątania 10 pokoi. I akurat wszyscy jednego dnia postanowili wyjechać. Doprowadziło to do sytuacji, że wyszedłem dużo później niż inni, bo najwięcej pracy jest właśnie wtedy, kiedy goście opuszczają hotel i trzeba przygotować pokój na przyjazd nowych ludzi. Oczywiście wszystko ma swoje plusy i minusy. Dzięki temu napiwki były większe niż zwykle. Zapomniałbym dodać, że prócz napiwków pieniężnych bardzo często ludzie zostawiają nienapoczęte jedzenie, które możemy zabrać do domu. Także wczoraj mój plecak nie mógł się domknąć. Jednak z racji długiej pracy przepadły mi wszystkie angielskie msze. Amerykanie tutaj przynajmniej nie mają w zwyczaju wieczornych mszy, toteż musiałem się udać na jedyną wieczorną w Wildwood – czyli hiszpańską. Było ciekawie. Chyba myśli moje zaczęły krążyć trochę od Madrytu, aż do Boliwii. Rzeczywiście, jakby inny świat, jakby wchodząc do tego kościoła, wyleciał z USA na chwilę. Hiszpańska muzyka…Kontynuuj czytanie
Cóż, trudno uwierzyć, ale dziś temperatura wynosi u nas 107 stopni… jest jeszcze gorzej niż ostatnio… przeliczając na celcjusze to będzie ok 42 stopni… dobrze przynajmniej, że w Stanach klimatyzacja jest dosłownie wszędzie. W każdym sklepie, w hotelu gdzie pracuję, w barach, restauracjach. Wystarczy wejść na chwilę by poczuć przyjemne 66 stopni… Ciągle mamy po jednej pracy. W zasadzie Adam i tak pracuje bardzo dużo, więc to raczej gorzej dla mnie – ale pomimo wysłania zgłoszeń nie ma odzewu. Dużą zaletą mojej pracy są jednak napiwki za sprzątanie. Wczoraj np dostałem łącznie 30 dolców, także nieznacznie poprawia to moją niewielką liczbę godzin przepracowanych. Być może w poniedziałek przydzielą mi już numer Social Security, a wtedy będę mógł pracować razem z Adamem. Narazie popołudniami się obijam. Jeżdżę rowerem po mieście, trochę zwiedzam, trochę rozglądam się za pracą. Pływam w oceanie i obserwuję Amerykanów 🙂 Zarzucono mi ostatnio, że rzadko piszę. No więc,…Kontynuuj czytanie
Dla Was to już data sprzed dwóch dni, dla mnie z wczoraj 🙂 W Stanach, jak zapewne wiecie, to niezmiernie ważne święto – Independence Day. Podobno też właśnie od tego dnia zaczyna się sezon wakacyjny. Ja odczułem to na pewno w pracy – ponieważ był to pierwszy dzień, kiedy wszystkie pokoje na moim piętrze były zajęte, a więc i pracy więcej. Narazie ciągle jestem z jedną pracą – co sprawia, że mam za mało godzin żeby zarobić jakieś normalne pieniądze, ale na pewno nie przynoszę już strat 🙂 co jest zdecydowanie pozytywne 🙂 Wczoraj z okazji wspomnianego święta, na naszym podwórku odbył się grill. Odpowiedzialnym za niego był jedyny kucharz w domowym przybytku – Adam. Jak sobie radził można zobaczyć na poniższych kilku zdjęciach. Fakt jest jeden, że hamburgery amerykańskie, robione własnoręcznie, są rzeczywiście wyśmienite 🙂 Dziś natomiast nasza gospodyni – Mila postanowiła wyrzucić z domu Irlandczyków. Powód – krzyki…Kontynuuj czytanie
Dziś oficjalnie zostałem zatrudniony. Cieszę się bardzo, choć godzin za dużo pewnie nie będzie, to zawsze jest to dobry początek. Moja szefowa powiedziała, że dawno już nie widziała, żeby ktoś tak dobrze ścielił łóżka. Ha, ha, ha… Musiałem wyjechać do USA, by w końcu doceniono moje talenty w sprzątaniu 🙂 A poza tym z racji, że pracuje narazie do 13,14… i popołudnia mam wolne, to trochę jeżdżę po mieście. Oczywiście przede wszystkim by znaleźć drugą pracę, ale także, by trochę je poznać i zobaczyć co jest ciekawego. No i w sumie stwierdzam, że jest to takie typowe miasteczko – kurort, w którym za dużo ciekawych rzeczy nie ma. Już dużo lepiej prezentuje się Cape May – gdzie dużo naprawdę ładnej architektury. Jeśli jeszcze kiedyś się wybierzemy na pewno zrobię zdjęcia. Tym czasem kilka z dzisiejszej wędrówki, przede wszystkim z atrakcji miasteczka – parku rozrywki położonego praktycznie na samej plaży.
Praca Dziś niedziela i pierwszy dzień mojej pracy, a raczej dzień wstępny. Pojechałem od rana do Commander By The Sea Motel i miałem trening. Najpierw informacje wstępne – co i jak. Potem sprzątanie kilku pokoi wspólnie z kobietą, które mnie wprowadzała, a na koniec jeden sam. Ogólnie myślę, że było nieźle, ale na koniec dowiedziałem się, że jutro będzie ostatni dzień próby, kiedy będę pracował cały dzień sam, a oni sprawdzą ile pokoi zdążę posprzątać. Zobaczymy. Przypowieść Zanim jednak trafiłem do Motelu udałem się na niedzielną Mszę. I tu wielkie zdziwienie. Miejscowość niewielka, co prawda turystyczna, ale i tak frekwencja przekroczyła moje oczekiwania. W kościele na Mszy o 8.30 naliczyłem 800 osób! Byłem pod wrażeniem. Dla 5 tys. miejscowości w której są dwa kościoły katolickie (oprócz tego co najmniej kilka ewangelickich) to naprawdę dobry wynik. Najciekawsze było jednak kazanie. Chyba czasem każdy z nas miewa takie uczucie, że wciska go…Kontynuuj czytanie
W końcu jest okazja, aby spokojnie usiąść i opisać ostatnie dni 🙂 Mieliśmy kilka bardzo ciekawych noclegów, tak na początek 🙂 Pierwszy – na lotnisku JFK, ponieważ przyleciałem bardzo późno i bez sensu było czegoś szukać. Żeby wydostać się na drugą stronę lotniska w Stanach trzeba przejść kolejną rozmowę z celnikiem, który wypytuje o różne rzeczy, ale szczęśliwie poszło gładko. Drugi nocleg – na plaży nad Oceanem. Kiedy przybyliśmy nad Ocean nie było już dość czasu. Udaliśmy się do miejsc, które Adam znał ze swoich poprzednich wojaży, a potem znaleźliśmy legowisko ogladając gwiazdy na niebie od strony amerykańskiej 🙂 Trzeci nocleg – z Polakami mieszkającymi w pobliskiej miejscowości. Mieszkanie było totalnie przeładowane, ale przyjęli nas serdecznie i mieliśmy kolejny dzień, aby szukać pracy i schronienia. Całe szczęście, bo właśnie tego poranka była silna burza i ulewa, także nie musieliśmy się później suszyć 🙂 Wczoraj wieczorem (bo teraz jest dziś rano,…Kontynuuj czytanie
Chłodny poranek w NY podobno rzadko się zdarza. Mieliśmy jednak szczęście. Wczoraj wieczorem szczęśliwie dolecieliśmy na JFK. Po niezbyt komfortowej nocy na lotniskowej podłodze pora wypić kawę na Times Square i ruszyć w drogę 🙂 Co by nie mówić, Nowy York robi wrażenie. Już po kilku minutach w centrum, można odczuć, że ma w sobie swego rodzaju magię, może odrobinę szaleństwa… na pewno coś co przyciąga. Tym czasem trzeba się szybko żegnać i jechać w poszukiwaniu pracy… Tytułowa piosenka przywitała nas na 7 alei 🙂