Lubię wracać do mojego rodzinnego miasta. Najczęściej docieram tam około 4 nad ranem, kiedy bardzo powoli budzi się do życia. Przemierzając je najpierw autobusem, potem tramwajem, patrzę co się zmieniło od mojej ostatniej wizyty, jak prezentuje się obecnie. Bez wątpienia lubię Łódź. To moje miasto i chyba to poczucie zostanie bez względu na to ile czasu spędzę poza nim. Świąteczne powroty są jeszcze bardziej specyficzne, bo oprócz mnie wracają tłumy. Połowa pasażerów wysiada właśnie tutaj. Wniosek prosty, który pokazują statystyki. Wielu ludzi z Łodzi pouciekało, wracają by zapalić lampkę na grobie bliskich zmarłych, a potem z powrotem – do życia. Wszystkich Świętych i Zaduszki to święta wyjątkowe, w swoim klimacie, stonowaniu, ale też przedmiocie świętowania i sposobie tego okazywania. Może dlatego czasem drażni jeszcze bardziej Halloween, bo w noc poprzedzającą pewien rodzaj sacrum wyrywa z zadumy, refleksji i prowadzi do ośmieszania tego co niematerialne… Mimo wszystko w tych dniach w ludziach ten specyficzny stan zostaje… i dobrze moim zdaniem! Dzień refleksji nad życiem i śmiercią, nad tym co było i kogo nie ma już między nami, nikomu nie zaszkodzi!
Powrót do Łodzi późną nocą 1 listopada jest idealnym rozpoczęciem najbliższych dni. Owocnego przeżywania!
Bez tytułu