Wakacje 2003. Łódź. Jeden z tych niemiłosiernie gorących dni w centralnej Polsce, w czasie których zastanawiasz się czy nie pomyliłeś strefy klimatycznej. Zaduch, parówa, bez tchnienia wiatru i pomysłu gdzie schronić się aby przetrwać. Wyjście na dwór grozi ugotowaniem. Sięgam po „Zbrodnię i karę”. Nazwisko Dostojewski nie mówi mi na tyle dużo bym wiedział czego się spodziewać po tej lekturze. Po chwili chodzę już ulicami Pitera. Jest tak samo gorąco, parno i duszno. Zaglądam przez ramię Rodiona kiedy morduje lichwiarkę, słucham jego rozmów z Razumichinem, obgryzam z nerwów paznokcie kiedy Porfiry prowadzi śledztwo, wzruszam się sytuacją Soni i jej przemieniającą miłością. Kiedy odrywam się od książki już świta, a ja czuję gorączkę nie tylko w powietrzu, ale i na całym ciele. Dopiero parę lat później trafiam na artykuł, który opisuje, że „Zbrodnia i kara” doprowadza niektórych ludzi do stanów chorobowych. W kolejnych latach przeczytałem kilka innych książek Dostojewskiego. Były pośród nich lepsze i ciekawsze. Ale żadna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak „Преступление и наказание”. Wraz z Krzyśkiem, który podzielił moją fascynację autorem, wymyśliliśmy sobie, że fajnie byłoby odwiedzić miasto z którym Fiodor Dostojewski był tak związany. Po 13 latach przyjechałem do Sankt Petersburga. W zasadzie tylko po to by przejść się śladami „Zbrodni i Kary”. Idziecie ze mną?
Zbrodnia i kara – Sankt Petersburg śladami Dostojewskiego
Rodion Raskolnikow
„ Należy dodać, że był to młodzian o wyjątkowo miłej aparycji, o pięknych czarnych oczach, ciemnoblond włosach, wzrostu nieco wyższego niż średni, wysmukły i przystojny.”
„Znam Rodiona od półtora roku. Jest posępny, ponury, wyniosły i dumny; ostatnio (a może i dawniej) stał się imaginatykiem i hipochondrykiem. Wielkoduszny i dobry. Ze swymi uczuciami nie lubi się zgadzać i już raczej popełni okrucieństwo, niżby miał w słowach wyrazić serdeczność. A znów kiedy indziej… wcale nie hipochondryk, tylko po prostu zimny i nieczuły, ba, wręcz nieludzki, doprawdy, można by powiedzieć, że dwa przeciwstawne charaktery zmieniają się w nim kolejno. Czasami… okropnie nierozmowny; wciąż „nie ma czasu”, wciąż mu „przeszkadzają”, a tymczasem leży nic nie robiąc. Nie jest szyderczy i to nie dla braku dowcipu, lecz jakby żałował czasu na takie głupstwa. Nie dosłuchuje do końca, gdy do niego mówić. Nigdy się nie interesuje tym, czym w danej chwili interesują się wszyscy. Nadzwyczaj górnie trzyma o sobie, i chyba nie bez podstawy”
Dostojewski w czasie swojego życia łącznie wynajmował około 20 mieszkań w Petersburgu. Powodem tych częstych zmian były oczywiście finanse. Pisarz miał ciągłe problemy z pieniędzmi. Zawsze starał się wybierać apartamenty narożne z balkonem i widokiem na kościół. Budynek Kuznechny 5/2 stał się później muzeum pisarza. Jedna ze ścian budynku znajduje się na ulicy obecnie nazwanej na jego cześć. Niedaleko znajduje się stacja metra Dostojewskiego, przy której stoi pomnik autora „Zbrodni i Kary”. W czasie pisania powieści mieszkał na rogu Kaznacheisky i Stolyarny. Dziś wisi tam tablica pamiątkowa.
Bohaterowie książek Dostojewskiego zazwyczaj mieszkali niedaleko samego pisarza. I choć nie określił on dokładnie adresu Raskolnikowa to literaci są dość zgodni, że Rodion zamieszkiwał kamienicę na rogu Stolyarny i Grażdanskij, która w XIX wieku nazywana była Srednaya Meshchanskaya. Obecnie możemy znaleźć tam wyryte słowa „Dom Raskolnikowa”. Dziś kamienica z zewnątrz prezentuje się znośnie. Jak zatem wyglądał pokój Rodiona?
„Była to maluteńka klitka, jakie sześć kroków długa, żałośnie wyglądająca ze swoją żółtawą, zakurzoną, podlepianą tapetą, a tak niska, że człowiek choć trochę słuszniejszy czuł się tu nieswojo (…). Umeblowanie było odpowiednie: trzy stare, koślawe krzesła, zabejco-wany stół, na którym leżało kilka zeszytów i książek – gruba warstwa kurzu świadczyła, że od dawna nie dotykała ich niczyja ręka – wreszcie pokraczna, duża sofa, zajmująca bez mała całą ścianę (…) obdarta i zastępująca Raskolnikowi łóżko. Często sypiał na niej w ubraniu, bez prze-ścieradła, okrywając się starym, zniszczonym płaszczem studenckim, z głową na jednej małej po-duszeczce, pod którą wtykał wszystką swoją bieliznę, czystą i brudną, aby mieć wyższe wezgło-wie. Przed sofą stał stoliczek”
Wyobraźcie sobie, że na ulicy Stolyarny w tamtym czasie były 22 pijalki! Nic więc dziwnego, że Rodion nieustannie słyszał pijackie krzyki z ulicy.
Siennaja Płoszczad
Plac ten został ustanowiony w 1737 roku jako miejsce, gdzie sprzedawano siano, owies, drewno i bydło. Szybko stał się znany jako najtańszy rynek w mieście. W czasach Dostojewskiego górował nad nim olśniewający barokowy kościół Wniebowzięcia NMP. Spróbujcie poczuć klimat tego miejsca. Od rana do nocy, kupcy handlują tam wszystkim co się da, w tle hałaśliwych dźwięków i zgniłych zapachów. Rolnicy, chłopi i kupcy, drobni złodzieje, prostytutki, pijacy i nędzarze. Chaotyczne, zatłoczone, brudne i niezgodne Siennaja Płoszczad stanowiło przeciwieństwo do imperialnej świetności Placu Pałacowego położonego w niewielkiej odległości. To właśnie tutaj Rodion usłyszał informację o tym kiedy lichwiarka ma być sama w domu. Pojawia się myśl zabicia kobiety:
„Ludzie, podług prawa przyrody, dzielą się ogólnie na dwie klasy: na klasę ludzi niższych, będących, że tak powiem, materiałem, który służy wyłącznie do wydawania na świat sobie podobnych, oraz na ludzi właściwych, to znaczy posiadających dar czy talent, który im pozwala wygłosić w swoim środowisku nowe słowo. […] Pierwsza klasa jest zawsze władczynią teraźniejszości, druga klasa – władczynią przyszłości. Pierwsi zachowują świat i pomnażają go liczebnie, drudzy pchają świat naprzód i kierują go ku oznaczonym celom.”
Droga z domu Raskolnikowa do Lizawiety nie jest skomplikowana. Rodion przekracza most Kokushkin nad kanałem Griboedova idzie ulicą Sadovaya skręca w prawo na Prospekt Rimskiego-Korsakova , mija dwie przecznice, aż znajduje się na Srednaya Podyacheskaya. Cel jest osiągnięty; to jest ten dom, ta brama.
„Krew buchnęła jak z wywróconej szklanki.”
„Za jedno życie – tysiąc żywotów uratowanych od gnicia i rozkładu. Jedna śmierć w zamian za sto żywotów – przecież to prosty rachunek!”
Sonia Marmieładowa
Nie sposób iść na wycieczkę ze „Zbrodnią i karą” w ręku i pominąć dom Soni Marmieładowej. Gdyby nie ona zakończenie powieści nie dawałoby ludzkości wielkiej nadziei. Rozważania Rodiona, podział ludzi na gorszych i lepszych, prawo do zabijania, to wszystko pozostawało nierozstrzygnięte póki na kartach powieści nie pojawiła się ona, prostytutka, zarabiająca w ten sposób na utrzymanie bliskich, kobieta znająca Ewangelię lepiej niż niejeden zaangażowany chrześcijanin, pokorna dziewczyna, która Rodionowi ofiarowuje swoją miłość. A on, ten filozof, który postanowił zabić dla idei, uwierzył jej. Przyjęcie tej miłości staje się początkiem jego przemiany.
„Zbrodnia i kara” to genialna powieść psychologiczna o kondycji człowieka, o zbrodni i karze, ale też o miłości, poświęceniu i przemianie. A w tle Sankt Petersburg. Nie ten pałacowy i świecący, ale brudny, zaniedbany, robotniczy – może dlatego tak prawdziwy!
Jeśli zostało Wam jeszcze trochę siły polecam wybrać się na cmentarz Tikhvinskoe (stacja metra plac Aleksandra Newskiego). Pośród wielu znanych osób (Czajkowski, Mussgorsky, Rimsky-Korsakov) łatwo można odnaleźć grób Fiodora Dostojewskiego.
Gdybyście chcieli odnaleźć wszystkie omawiane punkty na mapie (i jeszcze więcej) zerknijcie poniżej. Sami zobaczycie jak wszystkie te lokacje są blisko siebie położone.
Szymon, świetna robota! Jako filolożki specjalności rosyjskiej oczywiście marzymy, by odwiedzić Moskwę i Sankt-Petersburg. Martyna pisała nawet pracę mgr o snach w życiu i twórczości Dostojewskiego, nigdy jednak nie trafiłyśmy na informację, że ,,Zbrodnia i kara” w jakiś sposób została uczczona w mieście. Wspaniały spacer!
Dzięki! 🙂
Zobaczyłem jeszcze raz ten wpis. I dobre wspomnienia z tego miasta się przywołały, ponownie. Dzięki! I pamiętam, że minąłem grupkę turystów, których oprowadzał człowiek przebrany za Raskolnikowa i prowadził grupę szlakiem Zbrodni i Kary, mega:-)
Zazdro 100 procent! 🙂
Sympatyczne. Zwłaszcza, że niedawno wróciłem z SPB…
Niemniej, jedna rzecz mnie potwornie zirytowała w tekście. Mianowicie transliteracja. Nazwy i nazwiska pisane są albo zgodnie z polską transliteracją (Dostojewski, Siennaja Płoszczad, Aleksander Newski) – i to jest w porządku, tak trzeba; albo zgodnie z transliteracją łacińską, a ściślej anglosaską: Kuznechny, Kaznacheisky, Stolyarny, Srednaya Meshchanskaya, Griboedova, Sadovaya, Srednaya Podyacheskaya, Tikhvinskoe. I tego nie rozumiem i walczę gdzie mogę z tą dziwaczną modą – mamy w języku polskim zasady oraz uzusy dotyczące transliteracji ze wschodnich alfabetów i może trzymajmy się ich. Dziwny jest też brak konsekwencji – raz tak, raz inaczej. To już trzeba było pisać konsekwentnie „Dostoevsky”, „Sennaya Ploshchad” itp… Tylko po co i dlaczego? Kiedyś natknąłem się w jakimś studenckim eseju na słowo „Khrushchev”. I dopiero po jakiejś chwili się zorientowałem, że poeta miał na myśli po prostu… Nikitę Chruszczowa. Co to za dziwactwo?
Jeszcze gdyby powyższy tekst pisał jakiś gimbus, to pół biedy, nie ma co myślenia wymagać. No ale napisał to człowiek, który trochę świata chyba widział i trochę się nim interesuje?
Aha, i pewien kompozytor wspomniany w tekście nazywał się oczywiście Musorgski, a nie „Mussgorsky” 🙂
No, to się poczepiałem 🙂 A Piter piękny jest 🙂