Plany w końcu udało się zrealizować i dziś wybyliśmy autostopem przebyć Polskę Be. W zasadzie nikt nas do tego pomysłu nie musiał namawiać ani zachęcać, bo zafascynowani tym co dzikie i jeszcze trochę tajemnicze, bez cienia wątpliwości zdecydowaliśmy się w tym roku właśnie tu spędzić urlop. Autostop stał się dla mnie powrotem do wielu bardzo fajnych wspomnień, a także próbą zmierzenia się z tym czy jeszcze się do tego nadaję. Niestety mnóstwo nawarstwiających się zadań sprawiało, że wyjechaliśmy praktycznie bez żadnego merytorycznego przygotowania. Z jednej strony spontan jest oczywiście jak najbardziej pożądany z drugiej strony fajnie wiedzieć choćby coś niecoś. Jednak poprawiam się. Coś wiedzieliśmy. Znany był cel dni pierwszego, ale o tym za chwilę. Dzień przed wyjazdem szybko sprawdziłem skąd możemy sensownie wypuścić się na Mazury i padło na Gdańsk Lipce. Niestety okazało się, że nie zwizualizowałem tego miejsca i w praktyce w zasadzie nie było opcji by łapać tam stopa. Trochę bezradni próbowaliśmy coś znaleźć na wcześniejszej ulicy, ale bez sukcesu. Był plan żeby jeśli się nie powiedzie wsiądziemy w pociąg do Iławy. I wszystko zapowiadało, że właśnie tak się stanie kiedy na przejściu dla pieszych rzuciłem głupi tekst, że najbliższy samochód zatrzyma się i nas zabierze. Ola na szczęście śmiertelnie poważnie potraktowała mój żart i w ten oto sposób udaliśmy się do Elbląga. Mogę powiedzieć, że tego dnia naprawdę szybko udawało nam się łapać okazje, a jedynym problemem była pogoda. Uciekaliśmy przed burzą i szło nam całkiem dobrze… do Giżycka. Tam przemokliśmy doszczętnie, ale do celu podróży nie było daleko. Koniec końców o godzinie 18 wylądowaliśmy w Starych Juchach, które były celem dnia pierwszego. Po ciepłym posiłku poszliśmy na cmentarz. Tak, to właśnie rodzinna miejscowość padre Mario, który zginął w Boliwii w czasi mojego pobytu tam (Historia Padre Mario w Boliwii). Obiecałem sobie, że odwiedzę to miejsce i udało się! Po modlitwie i chwili zadumy poszliśmy na pole namiotowe. Pan w recepcji stwierdził, że jest mokro i da nam w cenie namiotu pokój w budynku. Nasze szczęście było ogromne bo i było co suszyć. Jedno jest pewne. Ten nocleg załatwił nam padre Mario. Zawsze zapraszał w swoje strony będąc w Boliwii, a teraz dotrzymał słowa i ugościł nas ponad stan. Gracias Padre!


007-2