1. On jest szczęśliwy bo ma pieniądze i władzę… 2. On jest szczęśliwy bo ma zdrowie i rodzinę… 3. On jest szczęśliwy, bo stracił w wypadku tylko rękę, ale nogi ma sprawne… 4. On jest szczęśliwy, bo choć jeździ na wózku, to normalnie komunikuje się ze światem… 5. On jest szczęśliwy, bo reaguje na to co się do niego mówi i choć nie może odpowiedzieć… widać, że rozumie…   Oto jak może się zmieniać hierarchia wartości…  A Ty, na którym etapie jesteś?
Marcus to jeden z tych urwisów, którym po jednym spojrzeniu wszystko się wybacza. Jego oczy mówią nam tylko jedno, co jeszcze zmajstrować, na które drzewo dziś się wdrapię, które okno zbije… Jednak radość i uśmiech, optymizm i chęć życia, którą zaraża wszystkich wokół, sprawia, że nie można długo się na niego gniewać. To wypisz wymaluj podróżnik – odkrywca. Gdyby urodził się kilkaset lat temu na pewno byłby oficerem statku, przemierzającego nieznane wody w poszukiwaniu nie odkrytego jeszcze lądu… Jose Martin to filozof. Jego tyrady są doprawdy imponujące. Potrafi zbić każdy argument i wykazać swoją słuszność. Dlatego też kiedy tylko zaczyna lepiej od razu mu ustąpić. Spojrzenie również miewa piorunujące. Tak jakby chciał Ci powiedzieć „jeszcze się nie odezwałeś, a już wiem co mi powiesz i mam przygotowaną kontrę”. Gdyby urodził się kilkaset lat temu na pewno byłby światowej sławy filozofem i ojcem głównego nurtu filozofii latynoamerykańskiej… Joshi to po prostu…Kontynuuj czytanie
Przyjdź, bądź moim światłem… – Nie idź tam. Nie warto, to najgorsza dzielnica. Obedrą Cię ze skóry. Będziesz miał szczęście jak wrócisz żywy… Słucham tych wszystkich opowieści i szczerze, aż przechodzą mi ciarki. No dobra, myślę sobie, jak mnie tam Panie Boże chcesz, to mnie prowadź… Jeden telefon i jadę… I znowu wracają słowa: Przyjdź, bądź moim światłem… Kiedy dostałem od Moniki na początku wyjazdu książkę o Matce Teresie, nikt nie myślał, że będę pracował z Misjonarkami Miłości… Z dość ekskluzywnej dzielnicy w której mieszkam przemieszczam się dwa przystanki. Opuszczam biurowce, wieżowce, szklane drapacze chmur… To tylko dwa przystanki, a nagle przenoszę się… jakby do Boliwii… To dziwne, ale czuję się trochę jak na Canchi w Cochabambie… Myślę sobie, że dla tutejszych ludzi, przyzwyczajonych do luksusów, ta dzielnica rzeczywiście straszy. Ale dla mnie, który przyzwyczaił się do takich klimatów jest to jakby powrót do miejsc w których mieszkałem. Przemierzam najspokojniej…Kontynuuj czytanie
Dziś będzie niezbyt misyjnie, podróżniczo można rzec. Wyjazd do Boliwii nigdy nie był dla mnie wyjazdem turystycznym. Ale nie sposób nie podróżować. Podróż to styl życia. Wszystko zależy oczywiście od podejścia. Można przeżyć podróż jadąc flotą z Cochabamba do Oruro, a można jej nie przeżyć zwiedzając odległe zakątki świata. Zwiedzanie to nie podróż. Podróż to droga, w której coś się zmienia, w której dochodzi do kolejnego spotkania, kolejnej wymiany zdań, kolejnego odkrycia czegoś ważnego! I właśnie dlatego od dawna jestem w podróży 🙂 Po Machu Picchu jestem trochę zmęczony. Wydaje mi się, że ten czas spędzony w „dzikiej” Boliwii odstraszającej typowych turystów na każdy możliwy sposób jeszcze bardziej sprawił, że coraz  bardziej obce staje mi się podróżowanie w tradycyjny sposób. Może to jakiś duch antyturystyki o której pisze Daniel Kalder. Tak czy siak to właśnie tu w Cusco, a potem już w okolicach Machu po raz pierwszy zdałem sobie sprawę,…Kontynuuj czytanie
Tapacari… mała wioska w górach, oddalona kilka godzin drogi camionem od Cochabamby. W moich misyjnych planach nie istniała. Opatrzność jednak tak pokierowała moim pobytem w Boliwii, że właśnie tu rozpocząłem i zakończyłem mój pobyt w tym kraju. Wystarczy wrócić do mojej pierwszej notki z boliwijskiej ziemi… camion, coca i chicha… z perspektywy czasu widać, że rzeczywiście było to mocne wejście, ale i piękne, barwne. Drugi przyjechałem tutaj na zaproszenie Asi by wziąć udział w popaschalnym spotkaniu katolickich wspólnot. Wyruszamy w drogę, bo campo do którego mamy dotrzeć mieści się trzy godziny za Tapacari. Bardzo się cieszę, bo to ostatnie spotkanie w Boliwii jest takim smakowaniem tego co nawet w Boliwii spotyka się już coraz rzadziej. Samo dotarcie do Tapacari nie jest łatwe, bo przecież ciężarówki z ludźmi dojeżdżają do miasta tylko w czwartki i niedzielę, 4-5 godzin po trudnych drogach. Do Callonca Baja jednak już żadna ciężarówka nie dojedzie. Około 80…Kontynuuj czytanie
Już na Kamczatce nauczyliśmy się, że na misje często nie jedzie się za tłumami, ale za jednostkami. Teoretycznie w Boliwii sytuacja jest zupełnie inna… na mszach za zmarłych często można spotkać tłumy. Ale Triduum… przynajmniej w campo, to zupełnie inna bajka… Wielki Czwartek, uroczysta liturgia, w kościele jedna osoba…. Chrystus ustanawia Eucharystie właśnie dla niej… Wielki Piątek… liturgia męki Pańskiej…  młodzież zapędzone przez nauczycieli do kościoła stanowi zdecydowaną większość wiernych. Nie obchodzi ich za bardzo to co się dzieje… Chrystus umiera właśnie dla nich… Wigilia Paschalna i Zmartwychwstanie… w radości z tego, że Jezus Chrystus żyje procesja rezurekcyjna wychodzi w miasto, a Jezus w monstrancji błogosławi wszystkim, bez wyjątku. Procesja rezurekcyjna. Prawdopodobnie zapamiętam ją na długo. Niedziela Zmartwychwstania, w Boliwii nie robi furory. Akcent jest bardzo mocny przeniesiony na Wielki Piątek, ale też nie na samą liturgię, ale na Drogę Krzyżową, która idzie ulicami miast i wiosek. W niedzielę targ…Kontynuuj czytanie
Triduum Paschalne zawiera tak niesamowitą głębię treści, znaczeń i sensów, że nie sposób jednorazowo skupić się tylko na jednej tajemnicy. Jednak dziś, wraz z życzeniami chciałbym zatrzymać się na tym co każdego roku jest w wyjątkowy sposób bliskie właśnie dla mnie. To tajemnica, którą chyba trudno odkrywać w polskiej rzeczywistości. Cisza Wielkiej Soboty. Bo jak tu się przedrzeć przez kolejkę zmierzającą w kierunku święcenia pokarmów, może na chwilę przebiegającą jeszcze obok Pańskiego Grobu… Choć nie wiem jeszcze co czeka mnie w Boliwii, liczę, że dane mi będzie choć przez moment tę Ciszę usłyszeć. Idźmy jednak dalej. Co dzieje się w tym dniu? Jak mówi starożytna homilia na Święta i Wielką Sobotę (swoją drogą jeden z najpiękniejszych dla mnie tekstów) „Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię, wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził…Kontynuuj czytanie
  Zaczyna się Wielki Tydzień. A to oznacza, że mój czas na ostatniej placówce w Boliwii dobiega powoli końca. Cóż, to był kolejny świetny etap. Kolejne nowe, jakże cenne doświadczenie. Do tej pory ciągle pracowałem w miastach (Cochabamba, Oruro), a teraz mogłem doświadczyć życia w trochę innym świecie. Bogactwo jego treści ciągle mnie zaskakuje, poczucie sacrum, podejście do czasu i wiele, wiele innych kwestii sprawia, że jeszcze inaczej patrzę na drugiego człowieka. Myślę, że te wszystkie tradycje i zwyczaje, które tu poznałem, a także filozofia człowieka andyjskiego o której sporo się dowiedziałem pomaga zrozumieć nie tylko statystycznego mieszkańca Challapaty, ale ogólnie mentalność tutejszych ludzi. Bo przecież nawet Ci, którzy od jakiegoś czasu mieszkają w miastach wyrośli właśnie w tych zwyczajach, w tej filozofii i w tej specyficznej religijności. Pojawia się też na pewno wiele pytań. Chociażby o inkulturację. Wbrew temu co próbowano robić tu wcześniej nie da się „ochrzcić” wszystkiego.…Kontynuuj czytanie
Moze to tylko zwykle gesty, ale czlowiek który: – nie mieszkal w palacu biskupim, ale w bloku pośród normalnych ludzi, -jezdzil komunikacja miejska jak zwyczajny człowiek bedac prymasem Argentyny, -zachecal wiernych by zamiast jechac do Rzymu i ogladac wreczenie mu kapelusza kardynalskiego, przeznaczyli te pieniadze na ubogich, – umyl i ucałował stopy chorym na AIDS w hospicjum, – przybral imie tak symboliczne jak Franciszek…   To zdecydowanie człowiek na którego ja czekalem!   Franciszku, odbuduj nasz Kosciol!   Ameryka Poludniowa się cieszy, bo ma swojego papieza… ja czuje ze to również mój papiez!  😉
Boliwijska wioska to trochę inny świat. Fakt jest faktem, że i tutejsze miasta odbiegają od tych europejskich standardów. Wszędzie jednak można znaleźć jakieś swojskie miejsce i „poczuć się” jak u siebie. W campo jednak jest zupełnie inaczej. Trochę jakby świat się zatrzymał. Uczę się chyba na to patrzeć. Nie oceniać. Szukać głębi. Rozumieć ich zwyczaje. Poznawać tradycje. Na pewno trudne jest chrześcijaństwo tutejsze dla Europejczyka. Łatwo jest je niesprawiedliwie ocenić. Dużo magii, czarów, pozostałości po religiach andyjskich… ale oprócz tego zadziwiająca wiara… nie, czasem, myślę, że to nie wiara w europejskim rozumieniu. To wiedza, to pewność, to życie z Bogiem tak jakby z sąsiadem w naszym rozumieniu. Można się tu wiele nauczyć. Dziękuję Panu Bogu, że daje mi tutaj tyle różnych doświadczeń, pięknych, ciekawych, bardzo trudnych… ale wierzę, że w każdym wypadku owocnych. *** Dziękuję wszystkim za pomoc w zbiórkach. Vico zebrał pieniądze na studia. Książki dla Paragwaju lada dzień…Kontynuuj czytanie