Rzuć pracę!

Zauważyliście, że od jakiegoś czasu modne jest stwierdzenie: rzuć pracę i rusz w podróż dookoła świata? Nie żebym krytykował. Zawsze mnie to bardzo ekscytuje i nie da się ukryć, że jest w tym coś bardzo nęcącego i pociągającego, coś co sprawia, że kiedy nasłucham się zbyt dużo o takich rzeczach myślę sobie: „Czemu nie ja?”. Zresztą kto nie śledził z wypiekami na twarzy Kingi i Chopina, czy trochę później Andrzeja i Alicji z Los Wiaheros, albo Magdy i Tomka z z2strony? Szczyt zachwytu przeżyłem kiedy w taką podróż ruszyli Karolina i Bartek z Tropimy przygody, których poznałem jeszcze przed rozpoczęciem wyprawy. Czytanie o ich przygodach, niesamowitych wyprawach i ciekawych spotkaniach sprawia, że człowiek na chwilę odrywa się od obowiązków dnia codziennego i delektuje się egzotycznym klimatem.

Zatem dziś nadszedł moment kiedy chciałbym Wam wszystkim ogłosić: Rzucam pracę i nie ruszam w podróż dookoła świata. Mało tego, wracam do domu.

Brzmi pewnie jak zapowiedź zamknięcia podróżniczego bloga, ale mam nadzieję, że tak się nie stanie.

Zacznijmy może od początku. Dlaczego, skąd ten pomysł?

I wróć do domu

W Ameryce Południowej zafascynowałem się tzw. „slow life/slow travel” (wolnym życiem/powolnym podróżowaniem). Tam gdzie nikomu nie było śpieszno doceniałem każdą chwilę, czas nie odgrywał tak ważnej roli, a jeśli już, to miałem wrażenie, że obowiązki i zadania określa się raczej w harmonogramie następujących po sobie tygodni, a nie godzin lub minut. Wróciłem z mocnym postanowieniem poprawy. Będę tak żył w Polsce. Spokojnie. Mając czas na wszystko. Praca i pieniądze nie zdominują mojego życia. Stało się jednak trochę inaczej. Dostałem genialną pracę nad morzem i ani się obejrzałem, poświęcałem jej każdą możliwą chwilę, dopiero z czasem ucząc się stawiać granice i odpoczywać, co zdecydowanie nie przychodzi łatwo kiedy pracuje się w branży „pomagaczy”. Było na tyle pięknie, że przez trzy lata udało mi się funkcjonować w schemacie 8-godzinnego dnia pracy i 26-dniowego urlopu, czego wcześniej w ogóle nie brałem pod uwagę. W momentach zmęczenia przychodziła natomiast myśl, że znowu tęsknię za daleką podróżą, biletem w jedną stronę i niezaplanowanym czasem (po prostu rzuć pracę i rusz w podróż!).

Jednak w czasie mojego ostatniego pobytu w Laponii, kiedy miałem mnóstwo czasu na medytacje i refleksje, doszły do mnie myśli, których wcześniej nie brałem na poważnie. O powrocie w rodzinne strony. O tym, żeby trochę zwolnić, ale niekoniecznie by ruszać na 2 czy 5 lat w podróż bez celu, ale aby mieć czas;

czas na spotkania z bliskimi,

czas na to co ważne w życiu,

czas na rzeczy, które odkładałem na później,

czas by wspólnie z tatą wyremontować dom,

by móc bez wielkich problemów z układaniem kalendarza zjeść rodzinny obiad,

wypić piwo z kumplami,

pobiegać z psem,

wsiąść do pociągu byle jakiego,

spotykać się z ludźmi,

robić zdjęcia,

czytać książki,

wrócić do wolontariatu,

poszukać swojego miejsca w Kościele

napisać książkę

poszwendać się po polskim zadupiu

poleżeć na polu i popatrzeć w gwiazdy

nastawić wino jesienią

Szukam prostoty.

Wracam do domu.

p.s. Moi gdyńscy przyjaciele – dziękuję za przyjaźń, miłość, pomoc, troskę, radość, rozmowy, planszówki i wiele, wiele innych rzeczy, których nie dam rady wymienić. To dzięki Wam gdzieś na świecie zostawiam po raz kolejny kawałek serca. Do zobaczenia 😉