Dzis etap polaczenia z droga francuska. Droga niedluga. Jestem na miejscu przed 12. Ponad godzina do otwarcia schroniska, a tu szok. Przede mna juz 20 osob w kolejce czeka. No tak, to o czym slyszalem, zobaczylem na wlasne oczy. Poznaje Czecha, Jozefa. Opowiada mi ze na ich trasie pierwsi wychodza ok 5 i trzeba czekac pod schroniskiem ze miec miejsce. U nas natomiast pierwsi wychodza o 7 i nigdy nie bylo tak, zeby dla kogos zabraklo miejsca. Widze jednak, ze na frances jest wiecej akcentow katolickich. Ale ja ciesze sie dzis jeszcze bardziej ze poszedlem polnocna trasa, spokojna i piekna, choc mniej koscielna…Decyzje, ktore podejmujemy w zyciu, czasem podejmowane sa jakby po omacku. Tzn wydaje nam sie, ze sa jakies ku temu przeslanki, a tymczasem pozniejsze losy pokazuja ze tak jakby racjonalnie trudno jest dobrze wybrac… chaotycznie, wiem o tym 🙂
Dzis nocleg w duzym opactwie cysterskim. Troche zniszczonym, troche zaniedbanym, ale klimatycznym. Troche chlodniej w koncu. Prawdopodobnie jutro zacznie sie deszczowo robic. Ale to dobrze. Juz sie stesknilem za taka pogoda. A dzis spokojny, senny dzien. Bylo sporo gor i dolkow. Ale piekne widoki.W ludziach na pewno przede wszystkim jest piekne dobro, ale skad sie bierze nieprzejednana nienawisc…?
Dlugi ale spokojny odcinek. W przeciwienstwie do jutra kiedy czekaja mnie duze roznice terenu ale tylko 25 km. Pogoda tradycyjnie juz bardzo dobra. Pod koniec dnia widze, ze zostalo jeszcze 85 km. Jutro 24, pojutrze 22 i potem jeszcze 35, tak by ostatniego dnia przejsc 4 ostatnie kilometry i spedzic ostatni dzien w Santiago. Dzis jestem w bardzo sympatycznym albergue prowadzonym przez brytyjskie stowarzyszenie Camino Santiago. Poza tym wieczor spedzam z towarzystwem hiszpanskim i poznaje przepis na tortille natrodowa, ktora w niczym nie przypomina takiej zwyklej. A mysl dzis taka. Jak kochamy etykiety. Jak trudno zmienic o kims sad, przyznac sie do bledu albo po prostu docenic przemiane…
Wstaje dzis stosunkowo wczesnie mimo ze etpa krotki. Mam ochote na poludnie byc juz na miejscu i zebrac sily przed kolejnym, bardziej obciazajacym etapem. Idzie mi sie juz naprawde bardzo dobrze. Nogi same niosa. Mam nadzieje, ze tak mnie poniosa juz do konca. Przed 12 jestem w schronisku, ktore z zwenatrz wyglada jak bunkier, ale wewnatrz jest sympatycznie. Stosunkowo szybko sie zapelnia, ale nie rozpoznaje juz tych ludzi. Chyba ide zbyt nieregularnie i wiekszosc tych, ktorych zdaze poznac nocuje gdzie indziej. Ale nie przeszkadza mi to. Mialem camino towarzyskie, mam samotne… i tak jest dobrze…Ktos napisal w komentarzu o bliskich, przyjaciolach, ktorzy ida razem ze mna i wspieraja. Bardzo to odczwam i doceniam. Juz wiele razy powtarzalem ze mam w zyciu niesamowite szczescie bo wokol mnie sa tylko dobrzy ludzie. A z drugiej strony mysl moja jest wlasnie zwiazana z relacjami. To kim jestesmy zawdzieczamy tym wokol ktorych sie otaczamy.…Kontynuuj czytanie
Mimo, ze miedzy dzisiejszym startem a meta jest tylko jedna literka roznicy musze przejsc 35 km gorek i dolkow. Ale od pewnego czasu przestaja mnie trapic kontuzje, tak jakbym te probe przeszedl. Idzie sie tylko jakby ciezej, no ale to chyba naturalne. Piekne okolice jednak znakomicie mi osladzaja wszystkie niegodnosci, ktorych z drugiej strony naprawde jest niewiele. Chociazby taka pogoda. Wszyscy pisza ze maj jest w tych rejonach, a dla mnie byl bardzo dobry. Padalo jakies 2,5 dnia i to tez nie ciagle, ale troche z rana. To byly pierwsze dni. A potem czas upalnie, czasem mgliscie, ale bez kropli deszczu.Kiedy wieczorem zmeczony gotuje sobie kolacje w schronisku podchodzi do mnie jakis mezczyzna i mowi– Ty podobno jestes z Polski – trzeba dodac ze mowi to po polsku( z lekkim akcentem amerykanskim)No i tak poznaje Jarka. Mieszka w Nowym Yorku. Pol Polak, pol Niemiec, wyznawca mysli z tytulu notki i…Kontynuuj czytanie
Po minieciu Ribadeo, skrecam juz w kierunku Santiago. Dzis gory daja sie niezle we znaki, kiedy po kilku tygodniach wedrowki trzeba pokonac kilka stromych podejsc. Ale jest pieknie. Choc widze po sobie ze ide coraz wolniej. I w tym wypadku nie jest to oznaka zmeczenia. Chyba chodzi raczej o podswiadome wydluzanie czasu camino….W Galicji slupki z drogowskazami maja takze zapisana odleglosc jaka pozostaje do konca. Przy schronisku w Gontan widnieje 170. Jutro postaram sie pomniejszyc te odleglosc o kolejne 32 kilometry. Zobaczymy. A dzis znow mysle o tym Westerplatte. Wydaje mi sie ze swiadomosc tego ze sa rzeczy z ktorymi bedziemy sie zmagac cale zycie, nie musi byc usprawiedliwieniem, ale moze stac sie nadzieja. Nadzieja ze nawet jesli efekt nie zawsze jest zadowalajacy to przeciez wazne jest to, ze walczymy do konca…
Koncza sie etapy w Asturii. Jutro wkraczam do Galicji, tam gdzie rowniez znajduje sie Santiago de Compostella. Skrecamy w glab kraju, wiecej gor przede mna. A dzis jakby na pozegnanie. Prawie caly etap wzdluz skarpy, a w dole dzikie morze. I schronisko tez na samiutkiej skarpie…Piekny prezent na pozegnanie…Czuje jakby coraz wieksze podekscytowanie, ale wiem, ze wlasnie teraz potrzeba mi ciszy…Dzis, po raz kolejny, przekonuje sie o tym, ze milczenie jest zlotem, nawet w towarzystwie…Pogoda znow upalna, dobrze, ze wiar idzie od morza. Nogi tez dobrze…A, Bog raczy wiedziec, kiedy bede mial internet, moze dopiero w Santiago. Wiec jesli by tak sie stalo to zebyscie wiedzieli, ze planuje dotrzec 9 czerwca do Monte de Gozo, 4 km przed Santiago, a 10 z samego rana do swietego Jakuba…Wszystkiego dobrego!
Od kilku dni jest bardzo mgliscie. Temperatura ok 20 stopni, bez deszczu, czyli jak na tutejsze warunki chlodnawo, ale dla mnie idealnie. Kontuzje i rany w wiekszosci wyleczone, ale teraz nie ma juz nikogo wsrod nas, kto by nie czul przynajmniej silnego zmeczenia na koniec kazdego dnia. Dzis 3 tygodnie wedrowki. Powoli dochodzi do mnie jakies pozucie zblizajacego sie konca. Moze nie smutku, bo przeciez wiem, ze jest czas na podroze, ale jest tez czas by wrocic i dalej zyc normalnym tokiem. Moze szczegolnie to, ze wracam waznym w momencie dla moich Braci, sprawia, ze nie mysle o koncu z przykroscia, ale raczej jako o nadejsciu czegos bardzo waznego i niesamowicie radosnego 🙂A i jeszcze mysl 🙂 Dzis o naiwnosci. Kiedys pisalem o tym Magdzie. A teraz sprowokowal mnie Myszkin. Naiwnoscjest wysmiewana, a dla mnie zawsze laczy sie z ogromna dobrocia. To musi byc trudne tak zyc, ale nie glupie…
Wczorajszy dzien byl bardzo meczacy. Prawie 40 km. Ale zdalem sobie sprawe, ze do konca zostalo tylko 250 km. Prawie 600 za mna. Czyli jeszcze tylko tyle co do Czestochowy w dwie strony 🙂 Ostatnie 10 dni przede mna, w zasadzie 9 dni chodzenia. Ale oczywiscie podsumowania jeszcze nie bedzie 🙂Dzis etap krotki. Postanowilem dojsc jak najszybciej, tak bym mogl pozwolic odpoczac moim nogom. Coudowna plaze dzis widzialem. Kamienista, pomiedzy gestem lasem, ale najlepsze bylo to, ze totalnie dzika. Siedzialem na wysokiej skarpie. Pogoda mglista, wietrzna. Niesamowite uczucie, chcialoby sie latac. Na miejsce docieram szybko. I dobrze, bo schronisko male, tak, ze Slowacy, Peter i Jan, musza spac na podlodze.A mysl znowi spiewna. Tym razem jednak zamieszcze link…http://w645.wrzuta.pl/audio/5VvQn9zLZsa/tak_mnie_skrusz_-_schola_4jezus
Nogi sie goja, ale dzis dluga trasa w upale. Tradycyjnie juz z kazdym kilometrem lepiej. Mam nadzieje, ze wszystko powoli bedzie sie goic. A z drugiej strony moze teraz bardziej widac sens jakiejs ofiary czy czegos takiego. Zabralem ze soba w podroz „Idiote” w wersji mp3 i czasem wieczorem slucham. I na podstawie wlasnie ksiecia Myszkina bedzie dzisiejsza mysl. O tym jak wazna dla czlowieka jest nadzieja. Myszkin mowi o niegodziwosci kary smierci, ale ciekawa jest argumentacja. O wiele gorszym jest zostac zabitym na podstawie prawomocnego wyroku niz podczas jakiegos napadu itp. Dlaczego? Bo smierc poprzez skazanie zabija nadzieje. Taki czlowiek wie, ze nic go nie uratuje, w przeciwienstwie do napadnietego, ktory do ostatniej chwili broni sie i walczy o zycie. Taka egzystencja bez nadziei jest wg Myszkina czyms najbardziej nieludzkim… ciekawe moim zdaniem…Wieczorem spotykam Slowakow. Okazuje sie ze maja odlot wtedy kiedy ja wiec pewnie bedziemy sie jeszcze widywac.…Kontynuuj czytanie